Naruto. Prawdziwy charakter poznaje się w walce.
Najsilniejsza z wiosek shinobi stała w obliczu zagrożenia. U jej bram stały wojska wroga,
gotów zrównać ją z ziemią. Pod główną bramą było ich najwięcej. Członkowie klanu Hyuga,
którzy dzięki swojemu kekkei genkai oceniali siły wroga z każdą sekundę coraz bardziej się
bali.
Przed wrogie wojska wyszedł mężczyzna o wręcz białej cerze i czarnych, długich oczach.
-Witaj Tsunade - jego mowa bardziej przypominała syk węża niż ludzki głos.
-Czego tu szukasz - warknęła przywódczyni wioski.
Stała na czele swoich wojowników, którzy byli gotów oddać życie za wioskę.
-Widzę, że Akatsuki przyjęło Cię z powrotem.
-Jak widać zwolniło się jedno miejsce. Prawda Itachi? - spytał czarnowłosego Uchihe
stojącego obok Hokage.
-Czego tu szukasz? - krzyknął Sasuke Uchiha stojący obok brata.
-Powinniście już to wiedzieć. Choć nie widzę tutaj tej blond czupryny - zaśmiał się
Orochimaru.
Każdy shinobi zastanawiał się gdzie jest właśnie Naruto. Osiemnastoletni Uchiha z Teamu 7
w myślach bluzgał Naruto. Idiota, debil, matoł. Zniknął kilka dni temu bez żadnego znaku, a
Hokage zabroniła go szukać. Nikt nie wiedział gdzie jest. Choć jedna osoba to wiedziała.
-To nic, że go tu nie ma. Poczekam sobie na niego w twoim fotelu Tsunade.
-Tsunade - zaczął cicho białowłosy sanin, a jednocześnie przyjaciel blondwłosej Hokage -
gdzie jest Naruto?
Saninka nic nie powiedziała tylko zagryzła dolną wargę.
-Jeżeli po kryjomu złapią Naruto, a my o tym nie będziemy wiedzieć - powiedział sensei
szukanego chłopaka. - Owszem Naruto jest silny, ale nie jest zbyt ogarnięty - dodał cicho.
-”Żebyście znali o nim całą prawdę. Nie martwili byście się o niego wtedy” - pomyślała
Hokage. - Kakashi mamy teraz ważniejszy problem. Naruto na pewno da sobie radę.
-Kończy te rozmowy - powiedział członek Brzasku. -Atak!
Rozpętało się piekło.Wojska shinobi zderzyli się pod bramą Konohy. W każdym kierunku
leciała jakaś broń albo jutsu. Na murach było już wiele pęknięć i w każdym momencie mogła
powstać wyrwa w nim. Shinobi padali martwi po jednej jak i drugiej stronie.
Hokage razem z Żabim saninem mierzyła się z ich starym przyjacielem. Gdy, żadna ze stron
nie mogła przeciągnąć szali zwycięstwa na swoją stronę w ruch poszły Summony. Wielka
ropucha z kataną u boku i płaszczem na grzbiecie kontra wielki fioletowy wąż. Walki
przeniosły się na ulice wioski i zmierzały w kierunku budynku administracyjnego.
Kolejne budynki zawalały się. Stan wojsk Konohy drastycznie malał w porównaniu do
wrogich sił.
Sasuke wykorzystał chwile nie uwagi byłego mistrza i zaatakował go Chidori od boku.
Mężczyzna był pewien, że trafi gada lecz gdy miał już go dotknąć on zniknął.
Tsunade i Jiraya widzieli jak pojawia się nad Uchiha i nadziewa go na swój miecz.
Bolesny krzyk Sasuke rozniósł się po okolicy. Orochimaru wyszarpał swoje Kusanagi i
kopnął byłego ucznia wprost w siedzibę Hokage.
-Gdy byłeś pod moimi skrzydłami byłeś silniejszy Sasuke-kun.
-Zapłacisz za to!
Każdy zwrócił uwagę na źródło krzyku. W kierunku wężowego sanina leciała Sakura z
gotową pięścią. Mimo zaskoczenia nie trafiła Orochimaru. Gad odchylił się lekko i dźgnął
różowowłosą uczennice Piątej.
-Sakura! - krzyknęła Hokage. - Cholera - dodała cicho. - Gdyby tylko Naruto tu był -
powiedziała jeszcze ciszej.
-Może i lepiej, że go tu nie ma. Wiemy, że nie wpadnie w łapska Akatsuki - powiedział
Jiraya.
-Ehh - westchnęła blondynka. - Nic nie rozumiesz Jiraya. Nie wiesz czegoś co wiem tylko ja -
powiedziała zadziwiając sanina i wszystkich wokół.
Co takiego wiedziała Hokage czego nie wiedział Jiraya, który był senseiem Uzumakiego i
spędził z nim kilka lat.
Sakura w tym czasie szybko zaleczyła ranę, ale trucizna dalej była w jej organizmie.
Podbiegła do Uchihy, który był ledwo przytomny. Leżał oparty o budynek i uciskał ranę.
-Zaraz Cię zaleczę - powiedziała Sakura.
Dziewczyna była wyczerpana, ale mimo to jej dłonie pokryła zielona chakra.
Nim skończyła zabieg dwa metry obok w budynek wbił się białowłosy sanin. Gamabunta
zniknął, gdy został pokonany przez Mante. Przed rannymi stała Piąta Hokage, która musiała
samemu stawić czoła staremu przyjacielowi.
-Wreszcie zostaliśmy sami Tsunade. To może powiesz mi gdzie jest Naruto-kun?
-Nigdy. Nie dostaniesz go w swoje łapska!
W odpowiedzi Orochimaru zaczął się głośno śmiać i zaczął przygotowywać się do ataku.
-Szkoda, że Pain i Obito wysłali mnie tu samego. Gdyby przybyli z wioski już by nic nie
zostało.
Skończył mówić i zaczął wydłużać Kusanagi w kierunku Godaime. Ostrze pędziło z zawrotną
prędkością. Nikt nie był w stanie zareagować. Widzieli jak ostrze przebija ich Przywódczynie.
-Więc tutaj się schowałeś Orochimaru - powiedział ktoś stając przed Hokage i zatrzymując
ostrze gołą dłonią.
Każdy w szoku patrzył na przybysza.
Spiczaste blondwłosy, które posiadał tylko jeden genin z wioski. Jego twarz jak i niebieskie
oczy wyrażały rzadką u niego cechę, powagę. Na sobie miał ciemny strój ukryty pod
bordowym płaszczem z czarnymi płomieniami u dołu. Na plecach miał przewieszoną katanę.
-Naruto - szeptali wszyscy nie dowierzając.
Przed nimi stał Twardogłowy Ninja numer jeden.
-Nigdzie się nie chowałem Naruto-kun.
-To dobrze. Już się bałem, że jakiś członek Akatsuki mi umknie - powiedział poważnie
jeszcze bardziej szokując wszystkich.
-Naruto? - spytała Tsunade.
-Misja zakończona powodzeniem Hokage-sama - powiedział wyciągając z kabury zwój i
rzucając go na bok. -Wszyscy członkowie Akatsuki nie żyją.
Mówiąc to pojawiło się mnóstwo dymu. Gdy został rozwiany na ziemi leżało kilka ciał.
Wszyscy byli członkami Brzasku.
-Co tu się dzieję? - zapytał Sasuke nie mogąc w to uwierzyć.
-Jednak ON się nie pojawił, tak jak przypuszczałem.
-Mimo, że misja nie została skończona postanowiłeś zrzucić maskę - zaśmiała się kobieta.
-Hai. Tsunade-sama.
Nagle zostali otoczeni przez shinobi Konohy. Hatake Kakashi od razu stanął obok Hokage.
-Wróg unieszkodliwiony dzięki pomocy Naruto - powiedział siwowłosy. -Hokage-sama o co
tu chodzi.
Orochimaru przestało się uśmiechać. Rolę się odwróciły, chciał uciec ale…
-Poddaj się Orochimaru! - krzyknął Naruto. -Staniesz przed sądem i odpowiesz za swoje
zbrodnie.
-Nie rozśmieszaj mnie Naruto-kun.
Orochimaru zaczął emanować chęcią mordu chcąc ich wystraszyć.
-Myślisz, że to mnie przerazi? - spytał Uzumaki lekceważąco. - Jakie są twoje rozkazy
Hokage-sama?
-Naruto Namikaze, Elitarny Joninie Konoha-gakure jako Piąta Hokage rozkazuje ci zgładzić
Orochimaru! - wykrzyknęła kobieta, a osiemnastolatek się uśmiechnął.
-Hai - odparł, a jego ciało zostało pokryte chakra Kyubiego.
Miał trzy ogony. Jego wygląd stał się taki jak zawsze, gdy tak się działo. Był przerażający.
-O nie Kyubi znów go opanował - powiedział Kakashi, przypominając sobie ostatnią walkę
Naruto i Orochimaru, gdy do ich Teamu dołączył Sai.
-Spokojnie Kakashi.
Namikaze w mgnieniu oka pojawił się nad Orochimaru z gotowym Czerwonym
Rasenganem. Sanin uniknął ataku, ale za to oberwał jego wąż. Nastąpił silny wybuch, który
wzbił tumany kurzu. Nagle z obłoku wystrzeliła głowa węża bez reszty tułowia. Na ziemi była
wielka plama krwi. A po Uzumakim i Orochimaru nie było śladu.
Shinobi, którzy byli w stanie już chcieli ruszać do walki, ale powstrzymała ich Hokage.
-Zostawcie to w rękach Naruto.
-Ale Hokage-sama - zaczęła Sakura - o co w tym wszystkim chodzi. Co to za ciała członków
Akatsuki.
-Gdy tylko Itachi wrócił do wioski i przekazał wszystkie informacje o Akatsuki, zleciłam
Naruto misję zniszczenia ich. Według informacji mieli być wszyscy w jednej bazie, ale
Orochimaru opuścił ją nim tam dotarł.
-Ale co to znaczy, że ja zleciłaś? - zapytał agresywnie Jiraya. -Wysłałaś go na samobójstwo.
-Nie Jiraya. Zobacz kto tu leży martwy. Ich baza była oddalona tydzień drogi na twoim
Gamabuncie od Konohy.
-A Naruto zniknął pięć dni temu - wtrącił Kakashi.
-Tak Kakashi. Nikt z was nie znał prawdziwego oblicza Uzumakiego. Ja się dopiero o nim
dowiedziałam, gdy do wioski wrócił Sasuke, a Orochimaru wstąpił w ich szeregi.
Nikt nie był w stanie uwierzyć w to co mówi ich przełożona.
-Gdy do mnie przyszedł, dał mi teczkę założoną przez Hiruzena.
-Staruszka?
-Tak Jiraya. Na tydzień przed finałem Egzaminu na Chunina, podczas którego zaatakował
Orochimaru, Trzeci nadał mu rangę Elitarnego Jonina.
-Co?! - krzyknął cały Team 7.
-Gdyby pewnie nie walka z Gara, może Hiruzen by żył, gdyby wtedy to Naruto się z nim
zmierzył.
Gdy skończyła mówić tuż przed nimi coś spadło przed nimi wbijając się mocno w ziemię.
Wszyscy spojrzeli w górę. Zobaczyli tam Naruto bez płaszcza chakry. Trzymał przed sobą
Rasengana ale nie zwykłego. Z jego jutsu rozchodziły się spirale chakry opatulając jego
ciało.
-Legendarny Rasengan! - krzyknął wybijając się w ziemię.
Huk, eksplozja i tumany kurzu. Tylko tyle mogli wszyscy stwierdzić. Powstał krater o
średnicy jakiś dwudziestu metrów i podobnej głębokości. Wszyscy podeszli do krawędzi.
Zobaczyli jak Uzumaki stoi nad martwym ciałem Orochimaru i trzyma się za prawą rękę
Jego oddech był ciężki i szybki ale szybko się wyprostował i ustabilizował go.
Chłopak spojrzał w górę i zniknął im z oczu. Pojawił się za nimi klękając na jedno kolano
przed Hokage.
-Dobra robota Naruto - powiedziała Tsunade.
-Arigato Hokage-sama - odparł blondyn.
Na jego twarzy był grymas bólu, co nie zostało pominięte przez wszystkich.
-Pokaż tą rękę - powiedziała Tsunade.
-Nie trzeba Hokage-sama Kyubi mi ją zaraz zaleczy.
Gdy skończył został opatulony pomarańczową chakra. Wszyscy oprócz Hokage się zlękli.
Po kilku sekundach wrócił do normalności.
-Może wreszcie coś powiesz - krzyknął Sasuke do kolegi, idioty jak myślał.
-Nie mam co mówić. Wszystko już wiecie od Hokage - odparł spokojnie.
-To może chociaż powiesz dlaczego? - warknął zły Uchiha.
-Ponie…
-Piękne przedstawienie Naruto! - krzyknął ktoś z dachu budynku administracyjnego.
Stał mężczyzna uznawany od dawna za zmarłego. W jego oczach był legendarny Rinnegan.
Włosy długie i czarne jak smoła widywane u członków jednego klanu. Na sobie miał
czerwoną zbroję samuraja.
-Ponieważ musiałem się przygotować do walki z nim - odparł Naruto przyjmując pozycję
bojową. -Prawdziwy przywódca Akatsuki. Madara Uchiha!
Oczy chłopaka zmieniły się w oczy Kyubiego a on sam został pokryty pomarańczową chakra
z trzema ogonami.
Nim ktoś się spostrzegł w miejscu Naruto stał Madara, a blondyn przebijał się właśnie przez
czwarty budynek.
Oczy wszystkich rozszerzyły się szeroko.
Nagle Madara wystawił rękę do przodu, a ułamek sekundy później zatrzymał pięść Naruto.
Chłopak miał już pięć ogonów, mimo to wyglądał tak samo jak z trzema. Powstał silny
podmuch powietrza, który odrzucił resztę stojących.
Uzumaki wyprowadził kopniecie, które również zostało zablokowane. Kolejny podmuch
wiatru, który wzbił w powietrze tumany kurzu.
Mocny cios pięścią w twarz i Naruto odbijał się od ziemi, ryjąc za sobą wielki rów.
Chłopak szybko się podniósł i starł kciukiem strużkę krwi.
-Spodziewałem się więcej po synu Yondaime i kontenerze na Kyubiego - zakpił Madara.
Za Naruto pojawiło się osiem ogonów. Chakra bijąca od chłopaka powodowała omdlenia
shinobi Konohy. Nosiciel lisa był wściekły.
Trenował do tej walki od wielu lat, a różnica między nimi jest wielka według niego.
-Cholera. Osiem ogonów! - krzyknął Jiraya.-Kyubi zaraz się uwolni.
Nawet Tsunade nie podobało się to. Nie tak to sobie wyobrażała to wszystko. Myślała, że
Naruto tylko wszystko zmyśla, a to okazuje się prawdą.
-Kyubi Rasengan!
Czerwony Rasengan zatrzymał się centymetr od twarzy Uchihy. Madara mocno ściskał
złapany nadgarstek dopóki jutsu nie znikło. Gdy to nastąpiło rzucił Uzumakim wysoko w
powietrze. Zaczęli walczyć opadając na ziemię.
-Shinra Tensei!
Potężna fala grawitacji posłała blondyna w dół. Przebił się przez cały budynek
administracyjny. Wszyscy patrzyli na to z niedowierzaniem. W Sasuke krew buzowała.
Uruchomił swoje doujutsu na najwyższym poziomie i pokrył siebie duchowym wojownikiem
Madara to widząc również włączył swoje Susano. Było większe i straszniejsze od tego
Sasuke.
Czarnowłosi zaczęli walczyć, niszcząc przy tym wszystko w koło. Młodszy Uchiha odskoczył
i zalał wroga strzałami.
Madara tylko się uśmiechnął i odbił je wszystkie.
Członek Teamu 7 był już wyczerpany. Jego twarz była zalana krwią. Ledwo kontrolował
swojego wojownika.
-Jesteś słaby Uchiha!
Madara przebił się przez Susano i zaatakował Sasuke. Osiemnastolatek leciał wprost w
Hokage i Jiraye, ale złapał go Naruto, który pojawił się znikąd. Nie był pokryty płaszczem
chakry. Położył kolegę na ziemi i stanął przed nim.
-Starczy już tego - powiedział Uzumaki.
-Masz rację zaczynam się nudzić. Czas na kolejne wioski.
-Nikogo więcej nie skrzywdzisz. Myślałem, że to wystarczy na ciebie, ale się myliłem. Jeśli
nie zaryzykuje życia nie pokonam Cię - mówiąc to wbił palce w pieczęć i otworzył ją.
-Naruto nie otwieraj pieczęci! - krzyknął Żabi sanin. -Kyubi Cię zabiję!
-Spokojnie Ero-senin.
Wygląd Naruto zaczął się zmieniać. Zaczął świecić na pomarańczowo, a na jego ciele
pojawiły się czarne paski. Za nim falował płaszcz.
-W tamtej formie nie mogę kontrolować całej mocy Kyubiego. W przeciwieństwie, gdy
otworzę pieczęć Kuramie.
Z blondyna zaczęła uciekać chakra i tworzyć coś wielkiego. Po chwili w miejscu Naruto stał
Kyubi stworzony z chakry. Jego ryk rozszedł się po całej dalszej okolicy.
-Nie możliwe - mówili wszyscy.
-Kurama zabierz go z dala od wioski- rozkazał Naruto.
Chłopak stał w głowie lisa. Był źródłem energii dla stwora.
-Minato miał rację. Zapanował nad Kyubim - powiedział w szoku białowłosy.
Nim się obejrzeli po Uzumakim, Kyubim i Madarze nie było śladu. Zamiast ich ujrzeli w
oddali błysk wielkiego wybuchu. Epicentrum było oddalone od nich wiele kilometrów. Mimo
to uderzył ich silny podmuch powietrza.
-Musimy tam ruszać - powiedział Kakashi.
Jonin przed oczami miał scenę jak przyrzekał senseiowi, że będzie chronił jego syna.
-Jak to jest, że Naruto panuje nad Kyubim? - spytała Sakura. - Zawsze tracił kontrolę.
-Z tego co wiem. To Naruto go nie kontroluje tylko się z nim przyjaźni - wyjaśniła Tsunade.
W tym czasie Naruto pojawił się z Madara z dala od Konohy. Byli otoczeni pasmami gór, aby
nikt im nie przeszkadzał.
-Bijudama - powiedział Naruto bez żadnych emocji.
-Susano!
Nastąpiła wielka eksplozja. Kości duchowego wojownika zaczęły pękać, powodując szok u
Uchihy. Gdy jutsu przestało napierać, przed nim pojawił się Naruto.
-Rasenshuriken!
Susano nie wytrzymało. Naruto dostał się do środka i trafił Techniką w brzuch Madary. Z ust
czarnowłosego wyleciało odrobinę krwi, a Rinnegan został przysłonięty przez powieki.
Jego ciało ogarnęła wielka fala bólu. Czuł jak od tego jutsu bolą go wszystkie komórki.
Naruto odskoczył i czekał na rozwój sytuacji. Madara klęczał na jedno kolano i ciężko
oddychał.
-To… było ciekawe - powiedział wstając. -Więc to jest moc Kyubiego.
-Tylko jego część -odparł blondyn.
Ich spojrzenia się spotkały. Naruto szybko spostrzegł swój błąd, ale było za późno.
Obydwoje znaleźli się w umyśle Naruto. Kurama od razu zaczął warczeć na wroga.
-Witaj znowu Kyubi - powiedział Madara z szyderczym uśmieszkiem.
-Coś się stało? - zapytał Naruro. -Czyżbyś nie mógł przejąć nad nim kontroli?
-Trudno. Najpierw Cię zab…
-Bijudama!
Z pyska Kyubiego wystrzelił jasny promień, niszcząc wszystko na swojej drodze. Madara
został pochłonięty przez jutsu.
Ocknęli się znowu w prawdziwym świecie. Madara był zaskoczony obrotem spraw. Był
pewny, że to już będzie koniec.
Zaczęli walczyć wręcz. Ich szybkość była na niewiarygodnym poziomie. Zwykły shinobi
zobaczyłby tylko dwie smugi, które się zderzają i odpychają. Każde zderzenie powodowało
silną falę sprężonego powietrza.
-Kończmy to - powiedział Uzumaki.
Uchiha znowu aktywował Susano, a Naruto przyjął formę Kuramy. Dwie wielkie istoty z
chakry stanęły naprzeciw siebie.
Kurama otworzył paszczę i zaczął gromadzić chakre. Madara zaczął gromadzić energię w
mieczach Susano.
-Bijudama!
-Niebiański Sierp!
Czarna kula zdarzyła się z dwoma niebieskimi sierpami z chakry. Nastąpiła potężna
eksplozja. Fala uderzeniowa całkowicie zmieniła otoczenie. W obrębie kilku kilometrów nie
było nic. Drzewa, głazy czy drogi zniknęły. Nawet góry, które były zostały zmiecione przez
siłę jutsu.
Nim dym opadł minęło kilka minut.
Na środku tego pustkowia klęczał czarnowłosy mężczyzna. Miał twarz zalaną krwią z oczu.
Jego lewa ręka zwisała bezwładnie, a przez podarte spodnie było widać opuchniętą prawą
nogę.
Zerwał się silniejszy podmuch wiatru, który rozwiał dym zasłaniający blondyna. Jego stan był
podobny. Prawa ręka była spuchnięta i zwisała wzdłuż ciała.
Oboje ciężko dyszeli i ledwo się wyprostowali.
-”Dasz radę zrobić tak, abym mógł chociaż trochę ruszać ręką” - powiedział w myślach
Uzumaki.
-”Tak, ale bądź ostrożny. Jedno mocniejsze jutsu i możesz jej nie mieć” - odparł mu lis.
-Widzę, że to jeszcze nie koniec - powiedział Madara.
-Nie martw się zakończę to tym ruchem.
-Nic nie zakończysz. Zabijesz mnie to pojawi się następny. Musiałbyś zabić wszystkich,
którzy naprawdę pragną świat. Pragnąłem tylko tego.
-Ja też tego pragnę, ale nie takimi środkami - odparł Uzumaki z pewnością w oczach. -
Genjutsu to nie jest zbawienie świata.
-Więc jak zamierzasz tego dokonać. Myślisz, że wspólne rozmowy coś dadzą.
-Oczywiście!
Madara w tym czasie zobaczył w nim odbicie Hashiramy.
-Rozumiem. Jesteś tak samo głupi jak on! - zaczął wrzeszczeć Uchiha. -Ludzie zawsze będą
ze sobą walczyć, a z biju nie można się przyjaźnić. Należy je kontrolo…
-Biju Rasengan!
Mała czarna kula wbiła się w brzuch Madary. Nastąpiła kolejna eksplozja tylko mniejsza.
Ręka Naruto przeszła na wylot przez ciało przeciwnika.
Czarnowłosy oparł się na ramieniu blondyna. Nie miał już siły na jakikolwiek ruch. Życie
zaczęło z niego uciekać.
-Nie jestem głupi - zaczął Naruto. -Ja po prostu wierzę w ludzi. Nie przestaje tracić nadziei,
gdy coś jest nie tak.
Naruro wyciągnął rękę z ciała Uchihy. Oboje upadli na ziemię. Madara był już martwy, a
Naruto wycieńczony, z braku chakry i odniesionych ran.
Niebieskie oczy zaczęły się powoli zamykać.
-”To chyba koniec” - powiedział do lisa.
-”Pomyśleć, że tyle udawania idioty i tych wszystkich treningów dla tej chwili.”
-”Wszystko się zaczęło tamtego dnia.”
-”Wtedy wszystkiego się dowiedziałeś. Dziękuję ci, że dotrzymałeś tej obietnicy i zabiłeś
Madare. Już nikomu nie zagrozi.”
-Dla przyjaciół wszystko, Kurama.”
Chłopak stracił przytomność, choć nie lis. On dalej podtrzymywał go przy życiu. Przez brak
chakry nie mógł zrobić nic więcej. Na szczęście z daleka już było widać jakieś osoby
biegnące w jego stronę.
JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ
Zaczął powoli otwierać oczy. Wszędzie była rażąca w oczy biel, a zapach był strasznie
nieprzyjemny.
-Hej - usłyszał głos z drugiej strony.
Gdy się obejrzał zobaczył wszystkie bliskie mu osoby. Wszyscy jego przyjaciele.
-Wszystkiego najlepszego z powrotu do zdrowia.
One-shoty z Naruto
niedziela, 16 września 2018
sobota, 30 stycznia 2016
Rodzina Naruto -3.
Rodzina Naruto 3.
W Wiosce Ukrytej w Liściach była cisza i spokój. Mieszkańcy nie mieli żadnych zmartwień. Wiedzieli, że w razie zagrożenia obroni ich Piata Hokage i Shinobi, którzy byli gotowi oddać życie za wioskę. Piękny letni dzień, słońce grzało nie miłosiernie, że nie chciało się wychodzić z domu. Ptaki latały po bezchmurnym niebie. Przez bramy wioski weszły dwie zakapturzone osoby. Gdy strażnicy ich zatrzymali zdjęli kaptury i ukazali twarze.
Jeden wysoki mężczyzna o charakterystycznych cechach wymarłego klanu Uzumaki. Zielone oczy i rude włosy. Nikt go nie znał, ale wiedzieli, że jest jedną z niewielu osób, które przeżyły masakrę klanu. Drugą osobą był wysoki blond włosy mężczyzna. Wszyscy go bardzo dobrze znali po tych spiczastych blond włosach, niebieskich oczach i rysach na polikach przypominające lisie wąsy, oraz przekreślony ochraniacz Konohy.
Teraz wszyscy jeszcze bardziej zaczęli się go bać, gdyż plotka o tożsamości legendarnego Kitsune rozeszła się w jeden dzień, część osób nie wierzyła w to, ale byli przyjaciele Naruto w to uwierzyli. Mieli teraz wyrzuty sumienia, ciągle go wtedy obwiniali, że nigdy go nie ma.
-Biegnij do Hokage! - krzyknął jeden strażnik.
Jonin zaczął biec co sił w nogach do budynku administracyjnego, a drugi przyjął postawę do walki. Po sekundzie pojawił się jeszcze oddział Anbu, który usłyszał krzyk strażnika.
-Jesteście zatrzymani! - krzyknął dowódca oddziału.
-Długo uczyłeś się tej formułki? - spytał Nagato.
Naruto nic nie powiedział tylko zaczął iść dalej. Gdy miał minąć Psa, on przystawił mu kunaia do gardła.
-Jeśli chcesz żyć, weź to i zejdźcie mi z drogi - powiedział głosem, który przeraził wszystkich zebranych i to dosłownie. Nawet jego kuzyn się przeraził.
Blondyn widząc brak reakcji, wykonał niezauważalny ruch i kunai spadł na ziemię, przecięty na pół. Chłopak ominął oszołomionych ludzi i ruszył w głąb wioski. Nagato obezwładnił za pomocą Rinnegana zebranych i poszedł w ślady towarzysza. Ludzie uciekali na ich widok, chowali się w domach, za drzewami, dosłownie wszędzie, aby ich tylko nie było widać.
-Stój! - kobiecy krzyk rozniósł się po całej wiosce.
Przed Naruto i Nagato pojawili się wszyscy shinobi z Hokage na czele, gotowi do walki.
-Czego tu szukasz? - spytała hardo Sakura, poprawiając rękawiczki.
-Hokage wie, albo domyśla się po co tu jestem. Nieprawdaż?
-Nie ma ich w Konosze - odparła pewnie kobieta, a w tłumie narodziły się szepty, o co im może chodzić.
-Takie jest twoje zdanie - powiedział miłym głosem. - Gadaj gdzie jest Danzo i Rada! - dodał głosem wzmocnionym chakrą lisa, co dało straszny dla Konoszan efekt. Jego głos brzmiał demonicznie, co przeraziło wszystkich.
-Czego od nas chcesz? - na czele pojawiła się Starszyzna, wraz z zasłaniającymi ich Anbu.
-Nic ciekawego, tylko was zabić.
Za nim ktoś mrugnął, Naruto stał w tej samej pozie co wcześniej, ale członkowie Rady leżeli martwi, a chroniący ich Anbu byli nieprzytomni.
-Kto będzie tak miły i pokaże mi wejście do Korzenia?
-Może byś chociaż wyjaśnił po co tu jesteś.
-Przyszedłem po Shiro i Uzu.
-Niby kto to?
-Nie wasza sprawa. Gadać, gdzie jest Danzo? - odpowiedziała mu cisza. - Sam go znajdę.
Naruto zaczął iść w miejsce gdzie powinno być wejście, o którym wspomniał mu Itachi. Lecz za nim zrobił kilka kroków musiał się uchylić przed gradem ciosów. Gdy stanął spokojnie, spojrzał na osoby, którego zaatakowały. Byli to członkowie Anbu. Chłopak się uśmiechnął i pstryknął palcami. Potężna fala uderzeniowa, dosłownie zdmuchnęła Anbu. Wszyscy patrzyli na to z przerażeniem.
-Zajmij ich czymś - powiedział do czerwonowłosego i zniknął w płomieniach.
-Ehh. Zaczyna głupieć - mruknął do siebie. - Mógł sobie to darować, mogliśmy wejść po cichu, zabić Danzo, uratować ich i uciec, ale nie on musiał zrobić zamieszanie i zostawić mnie samego z nimi.
-Wiesz, że gadasz do siebie? - spytał Sasuke.
-No co ty nie powiesz, widać nie jesteś tak inteligentny jak Itachi.
Czarnowłosy na imię brata dostał białej gorączki i rzucił się na Nagato z kataną. Gdy był metr od Uzumakiego, jakaś niewidzialna siła odrzuciła go. Poleciał w jakiś budynek, który zawalił się pod siłą uderzenia.
-Myślałem, że jesteś silniejszy. Nie dorastasz nawet córce Naruto do pięt.
Wszyscy zamarli na słowo córka i to, że jeden z najsilniejszych joninów Konohy niby nie dorasta jej do pięt.
-Jak to córce?
-Normalnie. Naruto, jego żona i córka mogliby zniszczyć Konohę.
-żona? Córka? Zniszczenie Konohy? O co tu chodzi?! - krzyknął ktoś nie ogarniający sytuacji.
Nagato klepnął się w czoło.
-Powiem to jak najprościej. Danzo porwał Shiro i Uzu. Naruto jest wkurzony. Będziecie mieć szczęście jak przeżyjecie. Ktoś jeszcze czegoś tu nie rozumie?
-Powiedz niby czemu, nie dorastamy im do pięt - powiedział Sasuke, który wydostał się z zawalonego budynku, dzięki pomocy Sakury i jej siły. Czerwono włosy uśmiechnął się tylko.
-Powiem, jak mnie chociaż zranisz.
-Wyduszę to z ciebie.
Uchiha ruszył do ataku. Aktywował Sharingana i naładował katanę Raitonem. Wykonał szybkie i nieprzewidywalne pchnięcie w czoło Nagato, ale ostrze pomknęło minimalnie obok ucha, po tym jak członek Akatsuki wykonał delikatny ruch głową. Uzumaki uderzył Uchihe w żebra i czarnowłosy poleciał w bok, uderzając w lampę uliczną.
-Katon: Ognista Kula.
Ogień rozszedł się po nie widzialnej kuli chroniącej Nagato.
-Co do?
-Postaraj się, jak na razie używam tylko jednej techniki. - Uzumaki zauważył, że Sasuke zaciska mocniej dłonie w pięści, zagryza wargę, a jego wyraz twarzy wyrażał tylko wściekłość.
-Susano.
W jedną sekundę pojawił się Duchowy Wojownik Sasuke. Był cały fioletowy otoczony płomieniami. W rękach miał miecz i tarczę. Zamachnął się i uderzył z całą siłą mieczem.
-Shinra Tensei!
Znowu niewidzialna siła odepchnęła atak. Susano znikło, a Sasuke poleciał do tyłu. Do ataku ruszyli inni shinobi, ale nie mogli nawet dojść do mężczyzny. Gdy wszyscy opadli z sił, Uchiha spojrzał w oczy członka Brzasku.
-Rinnegan?
-Spostrzegawczy jesteś, nie ma co - drwił z Uchihy. - Jak widzisz nawet nie mnie zraniłeś, ale i tak ci powiem, czemu nie dorastasz im do pięt.
-Więc? - spytał leżący czarnowłosy, a wszyscy zwrócili uwagę na wypowiedź.
-Jego rodzina, znajdzie na wszystko obejście, nigdy się nie poddają, zawsze pamiętają o obietnicach, a najważniejsze jest to, że pomagają przyjaciołom, a przyjaciele pomagają im. Gdyby zaatakowali Konohę, ich przyjaciele poszli by za nimi. Ale do tego trzeba mieć prawdziwych przyjaciół, nie to co wy, zwykłe śmiecie. Czyż nie Kakashi Hatake? - powiedział do zamaskowanego jonina, który nic nie odpowiedział. -Czyż nie za takich przyjaciół uważał was Naruto?
Nagle w skalnej półce pod twarzami Hokage zrobiła się wielka wyrwa, z której wyskoczyło kilka osób.
-----Naruto-----
Szedłem przez korytarz prowadzący do Danzo. Oprócz dwóch strażników, nikt mnie nie zaatakował. W końcu ktoś się pokazał. Przede mną pojawił się cały oddział Anbu. Nic nie mówili tylko od razu ruszyli do ataku, jakby mieli jakieś szanse.
Po minucie szedłem dalej, a ich jęki były coraz cichsze. W końcu dotarłem do drzwi od gabinetu Shimury. Otworzyłem je delikatnie z buta, tak, że prawie wyleciały z zawiasów. Wszedłem do środka, było ciemno i pusto. W jednym momencie odwróciłem się i złapałem kogoś za gardło. Uniosłem go do góry i przyszedłem bliżej świeczki na ścianie. Wstrzyknąłem mu trochę mojej chakry, aby się nie wyrywał, ale dało to inny efekt. Danzo zniknął, a pojawił się członek Anbu.
-Gdzie one są?
-Nic ci nie powiem.
-Doprawdy? - spytałem i zacząłem przesyłać mu chakre lisa. Ktoś kto nie jest jinchuuriki, a dostaje chakre biju, marny jego los.
-Są w głowie Czwartego - odpowiedział na moje wcześniejsze pytanie, zabrałem chakrę lisa i rzuciłem go w ścianę.
Opuściłem gabinet i za pomocą Anbu, którzy mi się nawinęli poszedłem labiryntem do głowy Czwartego. Gdy byliśmy w korytarzu prowadzącym do cel puściłem członka Anbu. Nie chciało mi się go zabijać, a po za tym śpieszyło mi się. Ruszyłem biegiem, znalazłem je w jednej celi. Siedziały skulone w kacie, wtulone w siebie. Ich włosy były całe brudne i pozlepiane. Ciuchy były brudne i podarte. Uzu chyba spała, bynajmniej miałem taką nadzieję.
-Kochanie - powiedziałem cicho przez łzy. Shiro spojrzała na mnie.
-Naruto.
-Zaraz was uwolnię. Nic wam nie jest?
-Przeżyjemy.
Wstałem i zrobiłem krok do tyłu. Wyciągnąłem rękę do przodu i w strumieniu ognia pojawiła się katana. Napełniłem ją chakrą i rozciąłem kraty. Katana od razu zniknęła, a ja podniosłem Shiro i Uzu. Mała otworzyła przez chwilę oczy i uśmiechnęła się na mój widok.
-śpij kochanie, zaraz obudzisz się w domku powiedziałem głaszcząc ją po włosach.
Wyniosłem je z celi i ruszyłem w dół schodami. Po kilku sekundach zostałem otoczony przez Anbu, z dołu i z góry. Nie mogłem walczyć. Przesłałem chakrę do nogi i kopnąłem w ścianę. Zrobiła się duża dziura na powierzchnię, nic nie myśląc wyskoczyłem z niej. Gdy leciałem w dół, rozesłałem chakre po całym ciele, aby zamortyzować upadek.
Znalazłem się obok Nagato. Rozejrzałem się po okolicy, wszyscy siedzieli, albo leżeli, z trudem łapiąc oddech. Spojrzałem w niebo, Anbu dopiero skakało za mną.
Położyłem je obok Nagato.
-Zaraz wrócę.
Powiedziałem i pocałowałem je w czoła. Wstałem i odwróciłem się w stronę Anbu. Zawiązałem mocniej opaskę i przygotowałem się do walki.
-Poddaj się, jesteś otoczony!
-Gdzie? - spytałem po kilku sekundach, rozglądając się. Wtedy Anbu, który to powiedział, rozglądał się za swoimi towarzyszami. Wszyscy leżeli nie przytomni. Lubiłem, takie zagrywki, nawet nie wiedzą co ich trafiło. Musiałem, przyznać, że techniki mojego ojca są przydatne.
-Co tu się dzieję?! - krzyknął ktoś wychodząc z tłumu.
-Danzo-sama - jedyny przytomny członek Anbu, klęknął na kolana przed przełożonym.
-Naruto Uzumaki - powiedział patrząc się na mnie.
-Dobrze, że jesteś, nie będę musiał cię szukać. Załatwmy to szybko.
----Narracja trzecio osobowa-----
Uzumaki rozejrzał się po okolicy. Stali tak jakby w okręgu, na prawo miał Danzo, a na lewo Shinobi Konohy. Naruto ruszył na Shimure. Zwykli ludzie nie mogli go nawet dojrzeć, ale Danzo jakimś cudem nawet nadążał za nim. W pewnym momencie w ciągu sekundy, w ręce Naruto pojawiła się katana, wykonał jedno cięcie i odskoczył do tyłu. W drugiej ręce trzymał prawe ramie Danzo, Przywódca Korzenia nawet nie krzyknął z bólu. Tsunade nie wiedziała co ma robić, miała straszny bałagan w głowie. Myślała, czy Naruto zniszczy Konohę czy nie, no ciągle miała słowa Nagato w głowie "Czyż nie za takich przyjaciół uważał was Naruto" Jednego była pewna zawiódł się na mieszkańcach wioski.
-Szukasz ręki, czy Shraginanów z niej? - spytał Naruto, gdy Shimura rozglądał się za blondynem.
Wszystkich zamurowało na nazwę kekkei genkai Uchihów, sam Sasuke był wściekły. Naruto podrzucił rękę do góry i wystrzelił z ręki mały strumień ognia.
-Skąd masz te Sharingany?! - krzyknął czarnowłosy.
-Na pewno od Uchihów - mruknął Naruto.
-Futon: Powietrzne bomby.
Blondyn wystrzelił kilka powietrznych kul, które eksplodowały przed Danzo. Wraz z eksplozją w Shimure poleciały małe powietrzne senbony. Przywódca Korzenia, zamienił się w kawałek drewna i zniknął w kłębie dymu.
-Nie uciekniesz - powiedział Naruto w przestrzeń.
-Katon: Ognista Kula.
Wielka ognista kula poleciała w budynek, zostawiając po nim same ruiny. Kawałki ścian poleciały we wszystkie strony uszkadzając inny budowle.
-Futon: Powietrzne Sierpy.
Sprężone powietrze, zwiększyło ogień, z którego po sekundzie wyskoczył Danzo. Był cały poparzony, a ciuchy były spopielone i przepalone w kilku miejscach.
-Musimy coś zrobić on w końcu rozwali wioskę! - krzyczeli shinobi, ale nikt nie miał na tyle odwagi, aby wkroczyć do walki. Danzo ciężko oddychał, z rany po lewej ręce ciągle leciała krew.
-Kończmy to! - powiedział Naruto, ochrypłym głosem. Wszyscy zebrani przerazili się wyglądu chłopaka, ale byli w takim szoku, że nie mogli nawet kiwnąć palcem.
Z Uzumakiego zaczęła wydobywać się pomarańczowa chakra. Jego paznokcie stały się szponami, włosy stały się długie do ziemi, spiczaste i ostre niczym senbony. Oczy stały się krwistoczerwone.
Podbiegł do niego i przebił ręką brzuch Shimury na wylot. Jego krzyk rozniósł się po całej Konosze. Blondyn zamachnął się i rzucił Danzo na bok.
Katon: Ognista Bomba Lisa - powiedział ochrypłym głosem.
Blondyn wykonał dziwne znaki i dmuchnął w Danzo silnie skoncentrowaną ognistą kulę. Była strasznie szybka, co uniemożliwiało ucieczkę. Gdy dotarła do celu wybuchła i powstał wielki słup ognia w niebo. Wszystko trwało kilka sekund, a po Danzo został tylko proch. Zapanowała cisza, która trwała kilka minut. Naruto wrócił już do normalnej postaci.
-Przez ciebie nie dowiem się co się stało w dzień masakry klanu! - warknął Sasuke i rzucił się na blondyna.
Gdy był dwa metry od niego, stanął, jego oczy wyrażały szok, a na czole pojawiły się krople potu. Na gardle czuł końcówkę katany, wszyscy patrzyli się na to z przerażeniem.
-Zabijesz mnie?
-Nie, mam już tego dość. Nie mógłbym was zabić, w imię dawnych lat.
Uchiha upad na ziemię, do niego od razu podbiegła Sakura i Tsunade. Wszyscy z niedowierzaniem wpatrywali się w niego.
-Spytaj Itachiego -powiedział Uzumaki i spojrzał w niebo.
-Co to? - spytała Tsuande.
-Ptak Deidary - odparł Nagato.
Po chwili wszyscy członkowie Akatsuki byli obok Naruto.
-Co tu robicie? - spytał blondyn.
-Przyszliśmy po jakieś fanty, ale widać, że nie zniszczysz Konohy - powiedział Deidara.
Naruto się uśmiechnął do Brzasku i ominął ich. Podszedł do swoich kobiet, które siedziały pod drzewem niedaleko ich. Podszedł do nich i klęknął. Przytulił obie z nich. Uzu już była przytomna. Cała trójka zaczęła płakać.
-Coś boli? - spytał po chwili.
-Mnie ręka -Uzu wskazała na siną rękę.
-Zaraz przestanie - powiedział Naruto i otoczył ręce zieloną chakrą.
-Medicjutsu - wydusiła Tsunade. - Nawet w Anbu nie mógł tego opanować.
Naruto wstał i zaczął się oglądać zniszczenia wioski. Kilka budynków było całkowicie zawalonych, w ulicy dalej unosił się czarny dym. Drzewo, które rosło jako ozdoba w centrum wioski, było powalone na budynek. W miejscu, którym Danzo oberwał techniką Naruto był, krater o średnicy jednego metra.
Wszyscy czekali na rozwój sytuacji, w tym czasie Sasuke rozmawiał z Itachi i dowiedział się prawdy, że był kontrolowany przez Danzo. Miał najpierw wybić cały klan, a potem szpiegować Akatsuki. Wszystko się zmieniło, gdy Naruto dołączył do nich. Dzięki niemu udało mu się pozbyć Jutsu Kontroli, ale nie miał na tyle odwagi, aby przyjść do Konohy i wszystko wyjaśnić.
-Nic się nie zmienił - powiedziała Sakura.
-Tak - odparła Tsunade. - Dla przyjaciół i rodziny zrobi wszystko.
Do rodziny Namikaze podeszła Hokage.
-Możemy porozmawiać? - spytała, a blondyn skinął głową. - Chciałabym cię przeprosić, za to co musiałeś robić, gdy byłeś shinobim Konohy.
-Nie gniewam się - odparł z uśmiechem.
-Co?
-Nie gniewam się, takie jest życie ninja, poza tym rada nie dawała ci wyboru.
Tsunade jak i reszta nadal stała w głęboki szoku. Naruto wziął córkę na barana i pomógł wstać Shiro. Po kilku minutach do nich podszedł Deidara.
-Szefie wracamy?
-Może wrócisz do nas, naprawimy to co zepsuliśmy - powiedziała Sakura.
-Po za tym ktoś musi to naprawić - dodał Sasuke z uśmiechem na twarzy.
Naruto spojrzał na swoją żonę i uśmiechnął się do niej, a ona odwzajemniła uśmiech.
-Mam lepszy pomysł.
I tak Akatuski połączyło się z Konohą. Część członków Brzasku została, samotnymi wilkami, jak to mówili. Shiro i Uzu, szybko zaaklimatyzowały się w wiosce, młoda Namikaze szybko znalazła przyjaciół, a potem zaczęła uczęszczać do Akademii, a Naruto zapomniał o starym życiu w Konosze. Teraz liczyło się dla niego nowe życie w Konosze, jego i jego rodziny, dla której zrobi wszystko. Wszyscy jinchuuriki wrócili do swoich wiosek, a Kage złożyli obietnicę Naruto, że nie będą ich wykorzystywać. A on już o to zadba.
W Wiosce Ukrytej w Liściach była cisza i spokój. Mieszkańcy nie mieli żadnych zmartwień. Wiedzieli, że w razie zagrożenia obroni ich Piata Hokage i Shinobi, którzy byli gotowi oddać życie za wioskę. Piękny letni dzień, słońce grzało nie miłosiernie, że nie chciało się wychodzić z domu. Ptaki latały po bezchmurnym niebie. Przez bramy wioski weszły dwie zakapturzone osoby. Gdy strażnicy ich zatrzymali zdjęli kaptury i ukazali twarze.
Jeden wysoki mężczyzna o charakterystycznych cechach wymarłego klanu Uzumaki. Zielone oczy i rude włosy. Nikt go nie znał, ale wiedzieli, że jest jedną z niewielu osób, które przeżyły masakrę klanu. Drugą osobą był wysoki blond włosy mężczyzna. Wszyscy go bardzo dobrze znali po tych spiczastych blond włosach, niebieskich oczach i rysach na polikach przypominające lisie wąsy, oraz przekreślony ochraniacz Konohy.
Teraz wszyscy jeszcze bardziej zaczęli się go bać, gdyż plotka o tożsamości legendarnego Kitsune rozeszła się w jeden dzień, część osób nie wierzyła w to, ale byli przyjaciele Naruto w to uwierzyli. Mieli teraz wyrzuty sumienia, ciągle go wtedy obwiniali, że nigdy go nie ma.
-Biegnij do Hokage! - krzyknął jeden strażnik.
Jonin zaczął biec co sił w nogach do budynku administracyjnego, a drugi przyjął postawę do walki. Po sekundzie pojawił się jeszcze oddział Anbu, który usłyszał krzyk strażnika.
-Jesteście zatrzymani! - krzyknął dowódca oddziału.
-Długo uczyłeś się tej formułki? - spytał Nagato.
Naruto nic nie powiedział tylko zaczął iść dalej. Gdy miał minąć Psa, on przystawił mu kunaia do gardła.
-Jeśli chcesz żyć, weź to i zejdźcie mi z drogi - powiedział głosem, który przeraził wszystkich zebranych i to dosłownie. Nawet jego kuzyn się przeraził.
Blondyn widząc brak reakcji, wykonał niezauważalny ruch i kunai spadł na ziemię, przecięty na pół. Chłopak ominął oszołomionych ludzi i ruszył w głąb wioski. Nagato obezwładnił za pomocą Rinnegana zebranych i poszedł w ślady towarzysza. Ludzie uciekali na ich widok, chowali się w domach, za drzewami, dosłownie wszędzie, aby ich tylko nie było widać.
-Stój! - kobiecy krzyk rozniósł się po całej wiosce.
Przed Naruto i Nagato pojawili się wszyscy shinobi z Hokage na czele, gotowi do walki.
-Czego tu szukasz? - spytała hardo Sakura, poprawiając rękawiczki.
-Hokage wie, albo domyśla się po co tu jestem. Nieprawdaż?
-Nie ma ich w Konosze - odparła pewnie kobieta, a w tłumie narodziły się szepty, o co im może chodzić.
-Takie jest twoje zdanie - powiedział miłym głosem. - Gadaj gdzie jest Danzo i Rada! - dodał głosem wzmocnionym chakrą lisa, co dało straszny dla Konoszan efekt. Jego głos brzmiał demonicznie, co przeraziło wszystkich.
-Czego od nas chcesz? - na czele pojawiła się Starszyzna, wraz z zasłaniającymi ich Anbu.
-Nic ciekawego, tylko was zabić.
Za nim ktoś mrugnął, Naruto stał w tej samej pozie co wcześniej, ale członkowie Rady leżeli martwi, a chroniący ich Anbu byli nieprzytomni.
-Kto będzie tak miły i pokaże mi wejście do Korzenia?
-Może byś chociaż wyjaśnił po co tu jesteś.
-Przyszedłem po Shiro i Uzu.
-Niby kto to?
-Nie wasza sprawa. Gadać, gdzie jest Danzo? - odpowiedziała mu cisza. - Sam go znajdę.
Naruto zaczął iść w miejsce gdzie powinno być wejście, o którym wspomniał mu Itachi. Lecz za nim zrobił kilka kroków musiał się uchylić przed gradem ciosów. Gdy stanął spokojnie, spojrzał na osoby, którego zaatakowały. Byli to członkowie Anbu. Chłopak się uśmiechnął i pstryknął palcami. Potężna fala uderzeniowa, dosłownie zdmuchnęła Anbu. Wszyscy patrzyli na to z przerażeniem.
-Zajmij ich czymś - powiedział do czerwonowłosego i zniknął w płomieniach.
-Ehh. Zaczyna głupieć - mruknął do siebie. - Mógł sobie to darować, mogliśmy wejść po cichu, zabić Danzo, uratować ich i uciec, ale nie on musiał zrobić zamieszanie i zostawić mnie samego z nimi.
-Wiesz, że gadasz do siebie? - spytał Sasuke.
-No co ty nie powiesz, widać nie jesteś tak inteligentny jak Itachi.
Czarnowłosy na imię brata dostał białej gorączki i rzucił się na Nagato z kataną. Gdy był metr od Uzumakiego, jakaś niewidzialna siła odrzuciła go. Poleciał w jakiś budynek, który zawalił się pod siłą uderzenia.
-Myślałem, że jesteś silniejszy. Nie dorastasz nawet córce Naruto do pięt.
Wszyscy zamarli na słowo córka i to, że jeden z najsilniejszych joninów Konohy niby nie dorasta jej do pięt.
-Jak to córce?
-Normalnie. Naruto, jego żona i córka mogliby zniszczyć Konohę.
-żona? Córka? Zniszczenie Konohy? O co tu chodzi?! - krzyknął ktoś nie ogarniający sytuacji.
Nagato klepnął się w czoło.
-Powiem to jak najprościej. Danzo porwał Shiro i Uzu. Naruto jest wkurzony. Będziecie mieć szczęście jak przeżyjecie. Ktoś jeszcze czegoś tu nie rozumie?
-Powiedz niby czemu, nie dorastamy im do pięt - powiedział Sasuke, który wydostał się z zawalonego budynku, dzięki pomocy Sakury i jej siły. Czerwono włosy uśmiechnął się tylko.
-Powiem, jak mnie chociaż zranisz.
-Wyduszę to z ciebie.
Uchiha ruszył do ataku. Aktywował Sharingana i naładował katanę Raitonem. Wykonał szybkie i nieprzewidywalne pchnięcie w czoło Nagato, ale ostrze pomknęło minimalnie obok ucha, po tym jak członek Akatsuki wykonał delikatny ruch głową. Uzumaki uderzył Uchihe w żebra i czarnowłosy poleciał w bok, uderzając w lampę uliczną.
-Katon: Ognista Kula.
Ogień rozszedł się po nie widzialnej kuli chroniącej Nagato.
-Co do?
-Postaraj się, jak na razie używam tylko jednej techniki. - Uzumaki zauważył, że Sasuke zaciska mocniej dłonie w pięści, zagryza wargę, a jego wyraz twarzy wyrażał tylko wściekłość.
-Susano.
W jedną sekundę pojawił się Duchowy Wojownik Sasuke. Był cały fioletowy otoczony płomieniami. W rękach miał miecz i tarczę. Zamachnął się i uderzył z całą siłą mieczem.
-Shinra Tensei!
Znowu niewidzialna siła odepchnęła atak. Susano znikło, a Sasuke poleciał do tyłu. Do ataku ruszyli inni shinobi, ale nie mogli nawet dojść do mężczyzny. Gdy wszyscy opadli z sił, Uchiha spojrzał w oczy członka Brzasku.
-Rinnegan?
-Spostrzegawczy jesteś, nie ma co - drwił z Uchihy. - Jak widzisz nawet nie mnie zraniłeś, ale i tak ci powiem, czemu nie dorastasz im do pięt.
-Więc? - spytał leżący czarnowłosy, a wszyscy zwrócili uwagę na wypowiedź.
-Jego rodzina, znajdzie na wszystko obejście, nigdy się nie poddają, zawsze pamiętają o obietnicach, a najważniejsze jest to, że pomagają przyjaciołom, a przyjaciele pomagają im. Gdyby zaatakowali Konohę, ich przyjaciele poszli by za nimi. Ale do tego trzeba mieć prawdziwych przyjaciół, nie to co wy, zwykłe śmiecie. Czyż nie Kakashi Hatake? - powiedział do zamaskowanego jonina, który nic nie odpowiedział. -Czyż nie za takich przyjaciół uważał was Naruto?
Nagle w skalnej półce pod twarzami Hokage zrobiła się wielka wyrwa, z której wyskoczyło kilka osób.
-----Naruto-----
Szedłem przez korytarz prowadzący do Danzo. Oprócz dwóch strażników, nikt mnie nie zaatakował. W końcu ktoś się pokazał. Przede mną pojawił się cały oddział Anbu. Nic nie mówili tylko od razu ruszyli do ataku, jakby mieli jakieś szanse.
Po minucie szedłem dalej, a ich jęki były coraz cichsze. W końcu dotarłem do drzwi od gabinetu Shimury. Otworzyłem je delikatnie z buta, tak, że prawie wyleciały z zawiasów. Wszedłem do środka, było ciemno i pusto. W jednym momencie odwróciłem się i złapałem kogoś za gardło. Uniosłem go do góry i przyszedłem bliżej świeczki na ścianie. Wstrzyknąłem mu trochę mojej chakry, aby się nie wyrywał, ale dało to inny efekt. Danzo zniknął, a pojawił się członek Anbu.
-Gdzie one są?
-Nic ci nie powiem.
-Doprawdy? - spytałem i zacząłem przesyłać mu chakre lisa. Ktoś kto nie jest jinchuuriki, a dostaje chakre biju, marny jego los.
-Są w głowie Czwartego - odpowiedział na moje wcześniejsze pytanie, zabrałem chakrę lisa i rzuciłem go w ścianę.
Opuściłem gabinet i za pomocą Anbu, którzy mi się nawinęli poszedłem labiryntem do głowy Czwartego. Gdy byliśmy w korytarzu prowadzącym do cel puściłem członka Anbu. Nie chciało mi się go zabijać, a po za tym śpieszyło mi się. Ruszyłem biegiem, znalazłem je w jednej celi. Siedziały skulone w kacie, wtulone w siebie. Ich włosy były całe brudne i pozlepiane. Ciuchy były brudne i podarte. Uzu chyba spała, bynajmniej miałem taką nadzieję.
-Kochanie - powiedziałem cicho przez łzy. Shiro spojrzała na mnie.
-Naruto.
-Zaraz was uwolnię. Nic wam nie jest?
-Przeżyjemy.
Wstałem i zrobiłem krok do tyłu. Wyciągnąłem rękę do przodu i w strumieniu ognia pojawiła się katana. Napełniłem ją chakrą i rozciąłem kraty. Katana od razu zniknęła, a ja podniosłem Shiro i Uzu. Mała otworzyła przez chwilę oczy i uśmiechnęła się na mój widok.
-śpij kochanie, zaraz obudzisz się w domku powiedziałem głaszcząc ją po włosach.
Wyniosłem je z celi i ruszyłem w dół schodami. Po kilku sekundach zostałem otoczony przez Anbu, z dołu i z góry. Nie mogłem walczyć. Przesłałem chakrę do nogi i kopnąłem w ścianę. Zrobiła się duża dziura na powierzchnię, nic nie myśląc wyskoczyłem z niej. Gdy leciałem w dół, rozesłałem chakre po całym ciele, aby zamortyzować upadek.
Znalazłem się obok Nagato. Rozejrzałem się po okolicy, wszyscy siedzieli, albo leżeli, z trudem łapiąc oddech. Spojrzałem w niebo, Anbu dopiero skakało za mną.
Położyłem je obok Nagato.
-Zaraz wrócę.
Powiedziałem i pocałowałem je w czoła. Wstałem i odwróciłem się w stronę Anbu. Zawiązałem mocniej opaskę i przygotowałem się do walki.
-Poddaj się, jesteś otoczony!
-Gdzie? - spytałem po kilku sekundach, rozglądając się. Wtedy Anbu, który to powiedział, rozglądał się za swoimi towarzyszami. Wszyscy leżeli nie przytomni. Lubiłem, takie zagrywki, nawet nie wiedzą co ich trafiło. Musiałem, przyznać, że techniki mojego ojca są przydatne.
-Co tu się dzieję?! - krzyknął ktoś wychodząc z tłumu.
-Danzo-sama - jedyny przytomny członek Anbu, klęknął na kolana przed przełożonym.
-Naruto Uzumaki - powiedział patrząc się na mnie.
-Dobrze, że jesteś, nie będę musiał cię szukać. Załatwmy to szybko.
----Narracja trzecio osobowa-----
Uzumaki rozejrzał się po okolicy. Stali tak jakby w okręgu, na prawo miał Danzo, a na lewo Shinobi Konohy. Naruto ruszył na Shimure. Zwykli ludzie nie mogli go nawet dojrzeć, ale Danzo jakimś cudem nawet nadążał za nim. W pewnym momencie w ciągu sekundy, w ręce Naruto pojawiła się katana, wykonał jedno cięcie i odskoczył do tyłu. W drugiej ręce trzymał prawe ramie Danzo, Przywódca Korzenia nawet nie krzyknął z bólu. Tsunade nie wiedziała co ma robić, miała straszny bałagan w głowie. Myślała, czy Naruto zniszczy Konohę czy nie, no ciągle miała słowa Nagato w głowie "Czyż nie za takich przyjaciół uważał was Naruto" Jednego była pewna zawiódł się na mieszkańcach wioski.
-Szukasz ręki, czy Shraginanów z niej? - spytał Naruto, gdy Shimura rozglądał się za blondynem.
Wszystkich zamurowało na nazwę kekkei genkai Uchihów, sam Sasuke był wściekły. Naruto podrzucił rękę do góry i wystrzelił z ręki mały strumień ognia.
-Skąd masz te Sharingany?! - krzyknął czarnowłosy.
-Na pewno od Uchihów - mruknął Naruto.
-Futon: Powietrzne bomby.
Blondyn wystrzelił kilka powietrznych kul, które eksplodowały przed Danzo. Wraz z eksplozją w Shimure poleciały małe powietrzne senbony. Przywódca Korzenia, zamienił się w kawałek drewna i zniknął w kłębie dymu.
-Nie uciekniesz - powiedział Naruto w przestrzeń.
-Katon: Ognista Kula.
Wielka ognista kula poleciała w budynek, zostawiając po nim same ruiny. Kawałki ścian poleciały we wszystkie strony uszkadzając inny budowle.
-Futon: Powietrzne Sierpy.
Sprężone powietrze, zwiększyło ogień, z którego po sekundzie wyskoczył Danzo. Był cały poparzony, a ciuchy były spopielone i przepalone w kilku miejscach.
-Musimy coś zrobić on w końcu rozwali wioskę! - krzyczeli shinobi, ale nikt nie miał na tyle odwagi, aby wkroczyć do walki. Danzo ciężko oddychał, z rany po lewej ręce ciągle leciała krew.
-Kończmy to! - powiedział Naruto, ochrypłym głosem. Wszyscy zebrani przerazili się wyglądu chłopaka, ale byli w takim szoku, że nie mogli nawet kiwnąć palcem.
Z Uzumakiego zaczęła wydobywać się pomarańczowa chakra. Jego paznokcie stały się szponami, włosy stały się długie do ziemi, spiczaste i ostre niczym senbony. Oczy stały się krwistoczerwone.
Podbiegł do niego i przebił ręką brzuch Shimury na wylot. Jego krzyk rozniósł się po całej Konosze. Blondyn zamachnął się i rzucił Danzo na bok.
Katon: Ognista Bomba Lisa - powiedział ochrypłym głosem.
Blondyn wykonał dziwne znaki i dmuchnął w Danzo silnie skoncentrowaną ognistą kulę. Była strasznie szybka, co uniemożliwiało ucieczkę. Gdy dotarła do celu wybuchła i powstał wielki słup ognia w niebo. Wszystko trwało kilka sekund, a po Danzo został tylko proch. Zapanowała cisza, która trwała kilka minut. Naruto wrócił już do normalnej postaci.
-Przez ciebie nie dowiem się co się stało w dzień masakry klanu! - warknął Sasuke i rzucił się na blondyna.
Gdy był dwa metry od niego, stanął, jego oczy wyrażały szok, a na czole pojawiły się krople potu. Na gardle czuł końcówkę katany, wszyscy patrzyli się na to z przerażeniem.
-Zabijesz mnie?
-Nie, mam już tego dość. Nie mógłbym was zabić, w imię dawnych lat.
Uchiha upad na ziemię, do niego od razu podbiegła Sakura i Tsunade. Wszyscy z niedowierzaniem wpatrywali się w niego.
-Spytaj Itachiego -powiedział Uzumaki i spojrzał w niebo.
-Co to? - spytała Tsuande.
-Ptak Deidary - odparł Nagato.
Po chwili wszyscy członkowie Akatsuki byli obok Naruto.
-Co tu robicie? - spytał blondyn.
-Przyszliśmy po jakieś fanty, ale widać, że nie zniszczysz Konohy - powiedział Deidara.
Naruto się uśmiechnął do Brzasku i ominął ich. Podszedł do swoich kobiet, które siedziały pod drzewem niedaleko ich. Podszedł do nich i klęknął. Przytulił obie z nich. Uzu już była przytomna. Cała trójka zaczęła płakać.
-Coś boli? - spytał po chwili.
-Mnie ręka -Uzu wskazała na siną rękę.
-Zaraz przestanie - powiedział Naruto i otoczył ręce zieloną chakrą.
-Medicjutsu - wydusiła Tsunade. - Nawet w Anbu nie mógł tego opanować.
Naruto wstał i zaczął się oglądać zniszczenia wioski. Kilka budynków było całkowicie zawalonych, w ulicy dalej unosił się czarny dym. Drzewo, które rosło jako ozdoba w centrum wioski, było powalone na budynek. W miejscu, którym Danzo oberwał techniką Naruto był, krater o średnicy jednego metra.
Wszyscy czekali na rozwój sytuacji, w tym czasie Sasuke rozmawiał z Itachi i dowiedział się prawdy, że był kontrolowany przez Danzo. Miał najpierw wybić cały klan, a potem szpiegować Akatsuki. Wszystko się zmieniło, gdy Naruto dołączył do nich. Dzięki niemu udało mu się pozbyć Jutsu Kontroli, ale nie miał na tyle odwagi, aby przyjść do Konohy i wszystko wyjaśnić.
-Nic się nie zmienił - powiedziała Sakura.
-Tak - odparła Tsunade. - Dla przyjaciół i rodziny zrobi wszystko.
Do rodziny Namikaze podeszła Hokage.
-Możemy porozmawiać? - spytała, a blondyn skinął głową. - Chciałabym cię przeprosić, za to co musiałeś robić, gdy byłeś shinobim Konohy.
-Nie gniewam się - odparł z uśmiechem.
-Co?
-Nie gniewam się, takie jest życie ninja, poza tym rada nie dawała ci wyboru.
Tsunade jak i reszta nadal stała w głęboki szoku. Naruto wziął córkę na barana i pomógł wstać Shiro. Po kilku minutach do nich podszedł Deidara.
-Szefie wracamy?
-Może wrócisz do nas, naprawimy to co zepsuliśmy - powiedziała Sakura.
-Po za tym ktoś musi to naprawić - dodał Sasuke z uśmiechem na twarzy.
Naruto spojrzał na swoją żonę i uśmiechnął się do niej, a ona odwzajemniła uśmiech.
-Mam lepszy pomysł.
I tak Akatuski połączyło się z Konohą. Część członków Brzasku została, samotnymi wilkami, jak to mówili. Shiro i Uzu, szybko zaaklimatyzowały się w wiosce, młoda Namikaze szybko znalazła przyjaciół, a potem zaczęła uczęszczać do Akademii, a Naruto zapomniał o starym życiu w Konosze. Teraz liczyło się dla niego nowe życie w Konosze, jego i jego rodziny, dla której zrobi wszystko. Wszyscy jinchuuriki wrócili do swoich wiosek, a Kage złożyli obietnicę Naruto, że nie będą ich wykorzystywać. A on już o to zadba.
Rodzina Naruto -2.
Rodzina Naruto 2.
-ładny domek - skomentował czerwonowłosy mężczyzna. Byli kilkanaście metrów od drewnianego domku, w którym mieszkał, jego kuzyn wraz z rodziną.
-Coś jest nie tak - odparł blondyn i ruszył biegiem. - Nie pali się nigdzie światło, a z kominka nie leci dym.
-To jeszcze nie powód, aby się martwić.
-Może nie u innej rodziny.
Blondyn wpadł do domku. Okazał się pusty, a za to w wielkim nie ładzie. Wszystkie meble były po przewracane, a to co leżało lub było w nich było na podłodze. Wszędzie były różne zarysowania, a gdzie nie gdzie krew. Naruto szybko przeszukał cały domek oraz różne schrony pod domkiem. Jedyne co znalazł to list "Jeśli chcesz je odnaleźć żywe, musisz wypełniać moje rozkazy. Nie długo się odezwę"
-Nie ma, nigdzie ich nie ma. - Naruto padł n kolana i zaczął płakać.
-Musimy przeszukać okolice.
-Nie ma sensu, ktoś je porwał.
-Zarządzę poszukiwania.
-Zabiję tego, który je porwał lub skrzywdził.
Czerwonowłosy od razu znikł, a Naruto wyszedł na dwór. Jego złość wzięła górę, otoczył się pomarańczową chakrą, jego paznokcie stały się szponami, włosy stały się długie do ziemi, spiczaste i ostre niczym senbony. Oczy stały się krwistoczerwone. Jego ryk rozszedł się po okolicy, płosząc zwierzęta, oddalone nawet o kilka kilometrów. Uderzył pięścią w ziemię, po jego ciosie powstał krater długi, aż do lasu. Następnie na jego ręce pojawiła się czarna kula z czerwonymi pierścieniami. Rzucił ją gdzieś daleko. Powstał olbrzymi wybuch. Fala uderzeniowa wyrwała mnóstwo drzew. Kurz i dym zasłonił widok, ale gdy wiatr rozwiał, zasłonę, można było zobaczyć olbrzymi krater.
Naruto upadł na kolana, a jego wygląd wrócił do normalności. Po kilku minutach wstał i zaczął kroczyć w swoim kierunku.
Nagato szybko wbiegł do bazy. Była to jaskinia, a na wejście było rzucone genjutsu. Dla kogoś bez odpowiedniej wiedzy, przejście było nie możliwe.
-ZBIóRKA! - krzyk rozniósł się po całej bazie, a po kilku sekundach wszyscy byli ustawieni w salonie w szeregu.
-Coś się stało? - spytał Deidara.
-Yuki i Uzu zostały porwane .
-Co? Musimy ich szukać. Jak to? Kto to mógł zrobić? Co z Naruto-sama? - wraz z tym pytaniem do salony wszedł wymieniony blondyn. Nagato spojrzał na niego zszokowany.
-Jak on tak szybko tu przybiegł, dam głowę sobie uciąć, że to on był sprawką tego wybuchu.
Naruto przeszedł obok wszystkich i pad na kanapę. Patrzył się cały czas w jedno miejsce, na kartkę, którą trzymał w prawej dłoni. W Sali nadal panowała cisza.
-Dobra - powiedział Nagato. - Każdy wkrada się do wioski i przeszukuje ją, najlepiej aby były to wioski, które znacie jak własną kieszeń.
Wszyscy się rozbiegli po swoje rzeczy i od razu zaczęli opuszczać bazę. Gdy wszyscy opuścili bazę, Naruto siedział tak jeszcze z kilka godzin. W końcu wstał i także opuścił bazę.
Następnego dnia wieczorem wszyscy spotkali się w salonie. Rozmawiali o porwaniu i wioskach, które sprawdzili. W końcu wszedł Nagato.
-Mówcie co znaleźliście.
-Nic, kompletne nic - powiedział Itachi. - Wszystkie wioski są czyste, ja niestety nie dostałem się do Konohy, zaraz mnie wykryli i nadal nie wiem jak.
-Rozumiem.
-A tak w ogóle gdzie jest Naruto-sama? - spytała Konan.
Nagato teraz zauważył brak jego kuzyna. Jego zielone oczy zrobiły się dwa razy większe.
-Chyba nie poszedł sprawdzić Konohy - zaproponował Sasori.
-Choć to dość możliwe - dodał Deidara.
Zdążyła zapaść cisza, a wszyscy usłyszeli donośny huk. Wybiegli z bazy i zobaczyli wielką kopułę z wiatru, gdzieś na zachód. Po sekundzie dotarła do nich fala uderzeniowa, przewracając wszystkich na ziemię.
-Co tam jest? - spytał Itachi.
-Yyy chyba kryjówka Orochimaru - odparła Konan.
-Ruszamy! - krzyknął czerwonowłosy.
Po niecałej godzinie biegu dotarli na skraj wielkiego krateru. Na jego środku stał blondyn, trzymając za włosy Wężowego Sanina, który leżał nie przytomny. Naruto wyciągnął go z krateru i rzucił pod nogi przybyłych.
-Zróbcie z nim co chcecie - powiedział bez żadnych emocji, mijając ich bokiem. Wszyscy wpatrywali się to w ciało gada to w odchodzącego Uzumakiego.
-Musimy ich jak najszybciej odnaleźć.
---Kilka dni później-----
-Mam złe wieści - powiedział Zetsu, pojawiając się podczas spotkania, członków Akatsuki. - Zostało zwołane zebranie pięciu Kage, część z was została wykryta. Zapewne będą chcieli nas się pozbyć.
-Kiedy? - spytał od razu Naruto.
-Za tydzień, w Kraju żelaza.
-Możecie się rozejść, koniec spotkania - powiedział Naruto i wyszedł z Sali.
Poszedł do swojego pokoju i zaczął pakować rzeczy. Gdy zakładał plecak, w drzwiach stanął Nagato.
-Idziesz tam?
-Tak.
-I co zrobisz?
-Zmuszę ich do gadania, a jak nie, to pożałują. Jeśli mi skłamią, a oni będą w którejś wiosce, obiecują, ze rozwalę j drobny mak.
Nagato przełknął głośno ślinę.
-"Nie poznaję go" - pomyślał czerwonowłosy. - Idę z tobą, inaczej zrobisz coś głupiego.
Naruto posłał mu wymuszony uśmiech. Opuścili razem kryjówkę i ruszyli do Kraju żelaza.
-Może w końcu ktoś powie czemu jest zwołane te zebranie - powiedziała Mizukage.
-Chodzi, o wzmożoną działalność Akatsuki - wyjaśnił Raikage.
-Naruto - szepnęła Tsunade.
-Tak, chodzi o tego Naruto - powiedział Tsushikage, słysząc imię wypowiedziane przez blondynkę.
-Jak wiemy, ten cały Uzumaki Naruto jest przywódcą Akatsuki no i przede wszystkim jest jinchuuriki Kyubiego.
-A ostatnio ich działalność wzmogła się, z tego co jest napisane w tych kartkach - przywódca Samurajów, pokazał wszystkim plik kartek - byli jednocześnie w wielu wioskach.
-W Konosze Itachi został od razu wykryty, więc uciekł - oznajmiła Tsunade.
-Pytanie tylko po co. Czego szukali.
Nagle na stół spadło zdjęcie z góry. Wszyscy spojrzeli to na zdjęcie to na sufit, gdzie nikogo nie było. Wtedy spojrzeli znowu na zdjęcie i doznali szoku, na stole stał Naruto.
-Przepraszam, że przerywam spotkanie - powiedział przyjaznym głosem. Obok Kage, natychmiast pojawili się ich obrońcy.
-Czego tu szukasz Uzumaki? - warknął Raikage.
-Jak widzicie na zdjęciu - pokazał na zdjęcie, na którym był on, blondwłosa kobieta, i mała dziewczynka, w różowej sukience, siedziała blondynowi na barana. - To jest moja żona i córka. Obie zostały nie dawno porwane i chce wam dać ostrzeżenie.
-Może i dobrze, mniej ścierw na świecie - mruknął Raikage i po chwili musiał wygrzebywać się z dziury w ścianie.
Wszyscy wpatrywali się w stojącego w tym samym miejscu blondyna.
-"Jakim cudem?" - pomyśleli wszyscy.
-Nie zauważyłem go nawet Sharinganem - mruknął Uchiha, do Kakashiego stojąc za Tsunade w pozycji bojowej.
-Ktoś jeszcze ma coś do dodania? - spytał groźnym tonem. - Dobrze, więc, nie dawno zostały porwane, chcę wam dać ostrzeżenie. Jeśli oddacie je po dobroci, może oszczędzę wioskę, ale jeśli odmówicie, a ja je odnajdę, w którejś wiosce, przysięgam, że rozwalę ją w drobny mak - koniec dodał tonem mrożącym krew w żyłach. Wszyscy przełknęli głośno ślinę.
-Ty szczylu! - warknął A i ruszył na Naruto z włączoną zbroją z błyskawic.
Blondyn złapał pięść Raikage, otwarta dłonią i ścisnął ją z całej siły. Wszyscy usłyszeli głośny chrupot kości, a następnie Raikage poleciał w drzwi. Naruto znalazł się szybko nad nim i złapał go za ciuchy.
-Jeśli chcesz żyć uspokój się - powiedział i rzucił go na krzesło, na którym siedział. Do A podbiegli jego ochroniarze i zaczęli go leczyć. Wszyscy dopiero po kilku minutach odzyskali mowę.
-Użyjesz siły biju, które schwytaliście? - spytała Mizukage.
-Nie, nie schwytaliśmy żadnego biju.
-Jak to? - spytali wszyscy naraz.
-Nie łapiemy, biju tylko, upozorowujemy porwanie i wyssanie biju - wyjaśnił Nagato pojawiając się obok Naruto. - Na potwierdzenie tego, zaprosiliśmy wszystkich, których niby zabiliśmy.
Do Sali weszło kilka osób. Byli to jinchuuriki.
-Cześć Tato - mruknął czerwonowłosy chłopak do Kazekage, który siedział oniemiały.
-Jak to możliwe, że żyjecie.
-Normalnie - odparł mężczyzna w czerwonej zbroi samuraja.
-Zaproponowali nam nową tożsamość i życie w innych wioskach - powiedziała zielonowłosa dziewczyna.
-Na dodatek obiecywali pomoc, gdyby coś było nie tak - dodał starszy mężczyzna.
W międzyczasie Naruto opuścił salę. Zaraz za nim wyszła Tsunade, Kakashi i Sasuke.
-Naruto czekaj!
Blondyn zatrzymał się i odwrócił głowę.
-Czego?
-Możemy porozmawiać?
-Niby po co? Rozmawialiśmy jakiś czas temu w Konosze.
-Czemu ukrywaliście wasze prawdziwe zamiary? - spytał Sasuke.
-Żeby, takie pazerne osoby jak Kage czy ktoś inny nie mógł wykorzystać takich jak ja.
-Przecież ty nie byłeś wykorzystywany - stwierdził Kakashi, a Naruto zaczął się śmiać.
-Nie byłeś wykorzystywany? Kto ci takie bajki sprzedał.
-Co masz na myśli? - wtrącił Sasuke.
-Niech wasza wielmożna Hokage, przedstawi wam Szanowanego w wiosce Kitsune, Legendarnego Shinobi Konohy - mówił sarkastycznie i celowo podkreślił słowo szanowany. Tsunade nie wiedziała co ma powiedzieć.
-To byłeś ty?
-Może, muszę już iść. Na razie.
Naruto znikł w ogniu, a Kakashi i Sasuke zaczęli patrzeć się na Hokage.
-Tsuande-sama o co w tym chodzi. Naruto jest tym Kitsune, który był wysyłany na najniebezpieczniejsze misję?
-Starszyzna chciała mieć broń dla wioski i Naruto został musowo zwerbowany do Anbu. Reszty musicie się domyślić.
-Naruto, poszukiwania nie dają, żadnych rezultatów - powiedział Nagato wchodząc do pokoju kuzyna. - Szukamy już półmiesiąca i nic.
Naruto siedział na łóżku, kompletnie olewał to co działo się wokół niego. W ręce trzymał list, który znalazł w domku. W pokoju panował mrok, świeciła się tylko jedna świeczka na stoliku. Nagato otwierając drzwi wpuścił trochę więcej światła.
-Co tam masz? - spytał, a Naruto bez słowa, czy spojrzenia oddał kartkę.
-List, był w domku.
-Skądś znam te pismo - mruknął Nagato, a Naruto od razu się ożywił.
-Skąd?
-Nie wiem. Kiedyś już chyba czytałem list z takim pismem.
-Zastanów się.
-Wiem!
-Co
-Itachi, powinien znać to pismo, dzięki Sharinganowi, może zapamiętać wszystko.
Naruto od razu zerwał się z łóżka. Założył płaszcz, opaskę z przekreślonym znakiem Konohy. Założył dwie katany na plecy, zabrał kartkę z rąk Nagato i wyszedł z pokoju. Szedł przez długi korytarz, oświetlony świeczkami na ścianach. W końcu dotarł do drzwi od pokoju Uchihy. Zapukał w nie energicznie, a po usłyszeniu zaproszenia wszedł do środka. Czarnowłosy dziedzic Sharingana siedział na łóżku i czytał jakiż zwój. Naruto widząc pytające spojrzenie kolegi zaczął tłumaczyć, ale najpierw pokazał kartkę.
-Znasz skądś te pismo?
Itachi zaczął uważnie oglądać kartkę.
-Możliwe, że skądś znam, ale nie jestem pewny.
-Proszę, zastanów się. To moja jedyna poszlaka.
-Czekaj.
Uchiha uruchomił swoje doujutsu i jeszcze raz zaczął czytać napis, zwracając uwagę na charakter pisma. W końcu odłożył kartkę i wyłączył Sharingana.
-To Danzo Schimura.
Blondyn oniemiał, gdy usłyszał Imię i nazwisko porywacza. W pewnej chwili dostał chęci, aby uwolnić Kyubiego i rozwalić całą Konohę, ale musiał się opanować. Doskonale wiedział, że najpierw musi uratować, a potem wybić, ale czy musiał niszczyć całą Konohę, przecież Danzo działa przeciw niej, chce tylko zdobyć władzę. Wyszedł z pokoju Itachiego i wrócił do swojego. Zaskoczył go widok czerwonowłosego, członka klanu Uzumaki siedzącego na krześle obok stolika. W dodatku był w stroju do walki. Gdy spojrzeli sobie w oczy, Naruto zamiast zobaczyć zielone oczy zobaczył fioletowe z czarnymi kręgami.
-Chyba nie myślałeś, że cię puszczę samego - blondyn posłał mu tylko uśmiech. - Więc kto to?
-Danzo.
-ładny domek - skomentował czerwonowłosy mężczyzna. Byli kilkanaście metrów od drewnianego domku, w którym mieszkał, jego kuzyn wraz z rodziną.
-Coś jest nie tak - odparł blondyn i ruszył biegiem. - Nie pali się nigdzie światło, a z kominka nie leci dym.
-To jeszcze nie powód, aby się martwić.
-Może nie u innej rodziny.
Blondyn wpadł do domku. Okazał się pusty, a za to w wielkim nie ładzie. Wszystkie meble były po przewracane, a to co leżało lub było w nich było na podłodze. Wszędzie były różne zarysowania, a gdzie nie gdzie krew. Naruto szybko przeszukał cały domek oraz różne schrony pod domkiem. Jedyne co znalazł to list "Jeśli chcesz je odnaleźć żywe, musisz wypełniać moje rozkazy. Nie długo się odezwę"
-Nie ma, nigdzie ich nie ma. - Naruto padł n kolana i zaczął płakać.
-Musimy przeszukać okolice.
-Nie ma sensu, ktoś je porwał.
-Zarządzę poszukiwania.
-Zabiję tego, który je porwał lub skrzywdził.
Czerwonowłosy od razu znikł, a Naruto wyszedł na dwór. Jego złość wzięła górę, otoczył się pomarańczową chakrą, jego paznokcie stały się szponami, włosy stały się długie do ziemi, spiczaste i ostre niczym senbony. Oczy stały się krwistoczerwone. Jego ryk rozszedł się po okolicy, płosząc zwierzęta, oddalone nawet o kilka kilometrów. Uderzył pięścią w ziemię, po jego ciosie powstał krater długi, aż do lasu. Następnie na jego ręce pojawiła się czarna kula z czerwonymi pierścieniami. Rzucił ją gdzieś daleko. Powstał olbrzymi wybuch. Fala uderzeniowa wyrwała mnóstwo drzew. Kurz i dym zasłonił widok, ale gdy wiatr rozwiał, zasłonę, można było zobaczyć olbrzymi krater.
Naruto upadł na kolana, a jego wygląd wrócił do normalności. Po kilku minutach wstał i zaczął kroczyć w swoim kierunku.
Nagato szybko wbiegł do bazy. Była to jaskinia, a na wejście było rzucone genjutsu. Dla kogoś bez odpowiedniej wiedzy, przejście było nie możliwe.
-ZBIóRKA! - krzyk rozniósł się po całej bazie, a po kilku sekundach wszyscy byli ustawieni w salonie w szeregu.
-Coś się stało? - spytał Deidara.
-Yuki i Uzu zostały porwane .
-Co? Musimy ich szukać. Jak to? Kto to mógł zrobić? Co z Naruto-sama? - wraz z tym pytaniem do salony wszedł wymieniony blondyn. Nagato spojrzał na niego zszokowany.
-Jak on tak szybko tu przybiegł, dam głowę sobie uciąć, że to on był sprawką tego wybuchu.
Naruto przeszedł obok wszystkich i pad na kanapę. Patrzył się cały czas w jedno miejsce, na kartkę, którą trzymał w prawej dłoni. W Sali nadal panowała cisza.
-Dobra - powiedział Nagato. - Każdy wkrada się do wioski i przeszukuje ją, najlepiej aby były to wioski, które znacie jak własną kieszeń.
Wszyscy się rozbiegli po swoje rzeczy i od razu zaczęli opuszczać bazę. Gdy wszyscy opuścili bazę, Naruto siedział tak jeszcze z kilka godzin. W końcu wstał i także opuścił bazę.
Następnego dnia wieczorem wszyscy spotkali się w salonie. Rozmawiali o porwaniu i wioskach, które sprawdzili. W końcu wszedł Nagato.
-Mówcie co znaleźliście.
-Nic, kompletne nic - powiedział Itachi. - Wszystkie wioski są czyste, ja niestety nie dostałem się do Konohy, zaraz mnie wykryli i nadal nie wiem jak.
-Rozumiem.
-A tak w ogóle gdzie jest Naruto-sama? - spytała Konan.
Nagato teraz zauważył brak jego kuzyna. Jego zielone oczy zrobiły się dwa razy większe.
-Chyba nie poszedł sprawdzić Konohy - zaproponował Sasori.
-Choć to dość możliwe - dodał Deidara.
Zdążyła zapaść cisza, a wszyscy usłyszeli donośny huk. Wybiegli z bazy i zobaczyli wielką kopułę z wiatru, gdzieś na zachód. Po sekundzie dotarła do nich fala uderzeniowa, przewracając wszystkich na ziemię.
-Co tam jest? - spytał Itachi.
-Yyy chyba kryjówka Orochimaru - odparła Konan.
-Ruszamy! - krzyknął czerwonowłosy.
Po niecałej godzinie biegu dotarli na skraj wielkiego krateru. Na jego środku stał blondyn, trzymając za włosy Wężowego Sanina, który leżał nie przytomny. Naruto wyciągnął go z krateru i rzucił pod nogi przybyłych.
-Zróbcie z nim co chcecie - powiedział bez żadnych emocji, mijając ich bokiem. Wszyscy wpatrywali się to w ciało gada to w odchodzącego Uzumakiego.
-Musimy ich jak najszybciej odnaleźć.
---Kilka dni później-----
-Mam złe wieści - powiedział Zetsu, pojawiając się podczas spotkania, członków Akatsuki. - Zostało zwołane zebranie pięciu Kage, część z was została wykryta. Zapewne będą chcieli nas się pozbyć.
-Kiedy? - spytał od razu Naruto.
-Za tydzień, w Kraju żelaza.
-Możecie się rozejść, koniec spotkania - powiedział Naruto i wyszedł z Sali.
Poszedł do swojego pokoju i zaczął pakować rzeczy. Gdy zakładał plecak, w drzwiach stanął Nagato.
-Idziesz tam?
-Tak.
-I co zrobisz?
-Zmuszę ich do gadania, a jak nie, to pożałują. Jeśli mi skłamią, a oni będą w którejś wiosce, obiecują, ze rozwalę j drobny mak.
Nagato przełknął głośno ślinę.
-"Nie poznaję go" - pomyślał czerwonowłosy. - Idę z tobą, inaczej zrobisz coś głupiego.
Naruto posłał mu wymuszony uśmiech. Opuścili razem kryjówkę i ruszyli do Kraju żelaza.
-Może w końcu ktoś powie czemu jest zwołane te zebranie - powiedziała Mizukage.
-Chodzi, o wzmożoną działalność Akatsuki - wyjaśnił Raikage.
-Naruto - szepnęła Tsunade.
-Tak, chodzi o tego Naruto - powiedział Tsushikage, słysząc imię wypowiedziane przez blondynkę.
-Jak wiemy, ten cały Uzumaki Naruto jest przywódcą Akatsuki no i przede wszystkim jest jinchuuriki Kyubiego.
-A ostatnio ich działalność wzmogła się, z tego co jest napisane w tych kartkach - przywódca Samurajów, pokazał wszystkim plik kartek - byli jednocześnie w wielu wioskach.
-W Konosze Itachi został od razu wykryty, więc uciekł - oznajmiła Tsunade.
-Pytanie tylko po co. Czego szukali.
Nagle na stół spadło zdjęcie z góry. Wszyscy spojrzeli to na zdjęcie to na sufit, gdzie nikogo nie było. Wtedy spojrzeli znowu na zdjęcie i doznali szoku, na stole stał Naruto.
-Przepraszam, że przerywam spotkanie - powiedział przyjaznym głosem. Obok Kage, natychmiast pojawili się ich obrońcy.
-Czego tu szukasz Uzumaki? - warknął Raikage.
-Jak widzicie na zdjęciu - pokazał na zdjęcie, na którym był on, blondwłosa kobieta, i mała dziewczynka, w różowej sukience, siedziała blondynowi na barana. - To jest moja żona i córka. Obie zostały nie dawno porwane i chce wam dać ostrzeżenie.
-Może i dobrze, mniej ścierw na świecie - mruknął Raikage i po chwili musiał wygrzebywać się z dziury w ścianie.
Wszyscy wpatrywali się w stojącego w tym samym miejscu blondyna.
-"Jakim cudem?" - pomyśleli wszyscy.
-Nie zauważyłem go nawet Sharinganem - mruknął Uchiha, do Kakashiego stojąc za Tsunade w pozycji bojowej.
-Ktoś jeszcze ma coś do dodania? - spytał groźnym tonem. - Dobrze, więc, nie dawno zostały porwane, chcę wam dać ostrzeżenie. Jeśli oddacie je po dobroci, może oszczędzę wioskę, ale jeśli odmówicie, a ja je odnajdę, w którejś wiosce, przysięgam, że rozwalę ją w drobny mak - koniec dodał tonem mrożącym krew w żyłach. Wszyscy przełknęli głośno ślinę.
-Ty szczylu! - warknął A i ruszył na Naruto z włączoną zbroją z błyskawic.
Blondyn złapał pięść Raikage, otwarta dłonią i ścisnął ją z całej siły. Wszyscy usłyszeli głośny chrupot kości, a następnie Raikage poleciał w drzwi. Naruto znalazł się szybko nad nim i złapał go za ciuchy.
-Jeśli chcesz żyć uspokój się - powiedział i rzucił go na krzesło, na którym siedział. Do A podbiegli jego ochroniarze i zaczęli go leczyć. Wszyscy dopiero po kilku minutach odzyskali mowę.
-Użyjesz siły biju, które schwytaliście? - spytała Mizukage.
-Nie, nie schwytaliśmy żadnego biju.
-Jak to? - spytali wszyscy naraz.
-Nie łapiemy, biju tylko, upozorowujemy porwanie i wyssanie biju - wyjaśnił Nagato pojawiając się obok Naruto. - Na potwierdzenie tego, zaprosiliśmy wszystkich, których niby zabiliśmy.
Do Sali weszło kilka osób. Byli to jinchuuriki.
-Cześć Tato - mruknął czerwonowłosy chłopak do Kazekage, który siedział oniemiały.
-Jak to możliwe, że żyjecie.
-Normalnie - odparł mężczyzna w czerwonej zbroi samuraja.
-Zaproponowali nam nową tożsamość i życie w innych wioskach - powiedziała zielonowłosa dziewczyna.
-Na dodatek obiecywali pomoc, gdyby coś było nie tak - dodał starszy mężczyzna.
W międzyczasie Naruto opuścił salę. Zaraz za nim wyszła Tsunade, Kakashi i Sasuke.
-Naruto czekaj!
Blondyn zatrzymał się i odwrócił głowę.
-Czego?
-Możemy porozmawiać?
-Niby po co? Rozmawialiśmy jakiś czas temu w Konosze.
-Czemu ukrywaliście wasze prawdziwe zamiary? - spytał Sasuke.
-Żeby, takie pazerne osoby jak Kage czy ktoś inny nie mógł wykorzystać takich jak ja.
-Przecież ty nie byłeś wykorzystywany - stwierdził Kakashi, a Naruto zaczął się śmiać.
-Nie byłeś wykorzystywany? Kto ci takie bajki sprzedał.
-Co masz na myśli? - wtrącił Sasuke.
-Niech wasza wielmożna Hokage, przedstawi wam Szanowanego w wiosce Kitsune, Legendarnego Shinobi Konohy - mówił sarkastycznie i celowo podkreślił słowo szanowany. Tsunade nie wiedziała co ma powiedzieć.
-To byłeś ty?
-Może, muszę już iść. Na razie.
Naruto znikł w ogniu, a Kakashi i Sasuke zaczęli patrzeć się na Hokage.
-Tsuande-sama o co w tym chodzi. Naruto jest tym Kitsune, który był wysyłany na najniebezpieczniejsze misję?
-Starszyzna chciała mieć broń dla wioski i Naruto został musowo zwerbowany do Anbu. Reszty musicie się domyślić.
-Naruto, poszukiwania nie dają, żadnych rezultatów - powiedział Nagato wchodząc do pokoju kuzyna. - Szukamy już półmiesiąca i nic.
Naruto siedział na łóżku, kompletnie olewał to co działo się wokół niego. W ręce trzymał list, który znalazł w domku. W pokoju panował mrok, świeciła się tylko jedna świeczka na stoliku. Nagato otwierając drzwi wpuścił trochę więcej światła.
-Co tam masz? - spytał, a Naruto bez słowa, czy spojrzenia oddał kartkę.
-List, był w domku.
-Skądś znam te pismo - mruknął Nagato, a Naruto od razu się ożywił.
-Skąd?
-Nie wiem. Kiedyś już chyba czytałem list z takim pismem.
-Zastanów się.
-Wiem!
-Co
-Itachi, powinien znać to pismo, dzięki Sharinganowi, może zapamiętać wszystko.
Naruto od razu zerwał się z łóżka. Założył płaszcz, opaskę z przekreślonym znakiem Konohy. Założył dwie katany na plecy, zabrał kartkę z rąk Nagato i wyszedł z pokoju. Szedł przez długi korytarz, oświetlony świeczkami na ścianach. W końcu dotarł do drzwi od pokoju Uchihy. Zapukał w nie energicznie, a po usłyszeniu zaproszenia wszedł do środka. Czarnowłosy dziedzic Sharingana siedział na łóżku i czytał jakiż zwój. Naruto widząc pytające spojrzenie kolegi zaczął tłumaczyć, ale najpierw pokazał kartkę.
-Znasz skądś te pismo?
Itachi zaczął uważnie oglądać kartkę.
-Możliwe, że skądś znam, ale nie jestem pewny.
-Proszę, zastanów się. To moja jedyna poszlaka.
-Czekaj.
Uchiha uruchomił swoje doujutsu i jeszcze raz zaczął czytać napis, zwracając uwagę na charakter pisma. W końcu odłożył kartkę i wyłączył Sharingana.
-To Danzo Schimura.
Blondyn oniemiał, gdy usłyszał Imię i nazwisko porywacza. W pewnej chwili dostał chęci, aby uwolnić Kyubiego i rozwalić całą Konohę, ale musiał się opanować. Doskonale wiedział, że najpierw musi uratować, a potem wybić, ale czy musiał niszczyć całą Konohę, przecież Danzo działa przeciw niej, chce tylko zdobyć władzę. Wyszedł z pokoju Itachiego i wrócił do swojego. Zaskoczył go widok czerwonowłosego, członka klanu Uzumaki siedzącego na krześle obok stolika. W dodatku był w stroju do walki. Gdy spojrzeli sobie w oczy, Naruto zamiast zobaczyć zielone oczy zobaczył fioletowe z czarnymi kręgami.
-Chyba nie myślałeś, że cię puszczę samego - blondyn posłał mu tylko uśmiech. - Więc kto to?
-Danzo.
Subskrybuj:
Posty (Atom)