Rodzina Naruto 3.
W Wiosce Ukrytej w Liściach była cisza i spokój. Mieszkańcy nie mieli żadnych zmartwień. Wiedzieli, że w razie zagrożenia obroni ich Piata Hokage i Shinobi, którzy byli gotowi oddać życie za wioskę. Piękny letni dzień, słońce grzało nie miłosiernie, że nie chciało się wychodzić z domu. Ptaki latały po bezchmurnym niebie. Przez bramy wioski weszły dwie zakapturzone osoby. Gdy strażnicy ich zatrzymali zdjęli kaptury i ukazali twarze.
Jeden wysoki mężczyzna o charakterystycznych cechach wymarłego klanu Uzumaki. Zielone oczy i rude włosy. Nikt go nie znał, ale wiedzieli, że jest jedną z niewielu osób, które przeżyły masakrę klanu. Drugą osobą był wysoki blond włosy mężczyzna. Wszyscy go bardzo dobrze znali po tych spiczastych blond włosach, niebieskich oczach i rysach na polikach przypominające lisie wąsy, oraz przekreślony ochraniacz Konohy.
Teraz wszyscy jeszcze bardziej zaczęli się go bać, gdyż plotka o tożsamości legendarnego Kitsune rozeszła się w jeden dzień, część osób nie wierzyła w to, ale byli przyjaciele Naruto w to uwierzyli. Mieli teraz wyrzuty sumienia, ciągle go wtedy obwiniali, że nigdy go nie ma.
-Biegnij do Hokage! - krzyknął jeden strażnik.
Jonin zaczął biec co sił w nogach do budynku administracyjnego, a drugi przyjął postawę do walki. Po sekundzie pojawił się jeszcze oddział Anbu, który usłyszał krzyk strażnika.
-Jesteście zatrzymani! - krzyknął dowódca oddziału.
-Długo uczyłeś się tej formułki? - spytał Nagato.
Naruto nic nie powiedział tylko zaczął iść dalej. Gdy miał minąć Psa, on przystawił mu kunaia do gardła.
-Jeśli chcesz żyć, weź to i zejdźcie mi z drogi - powiedział głosem, który przeraził wszystkich zebranych i to dosłownie. Nawet jego kuzyn się przeraził.
Blondyn widząc brak reakcji, wykonał niezauważalny ruch i kunai spadł na ziemię, przecięty na pół. Chłopak ominął oszołomionych ludzi i ruszył w głąb wioski. Nagato obezwładnił za pomocą Rinnegana zebranych i poszedł w ślady towarzysza. Ludzie uciekali na ich widok, chowali się w domach, za drzewami, dosłownie wszędzie, aby ich tylko nie było widać.
-Stój! - kobiecy krzyk rozniósł się po całej wiosce.
Przed Naruto i Nagato pojawili się wszyscy shinobi z Hokage na czele, gotowi do walki.
-Czego tu szukasz? - spytała hardo Sakura, poprawiając rękawiczki.
-Hokage wie, albo domyśla się po co tu jestem. Nieprawdaż?
-Nie ma ich w Konosze - odparła pewnie kobieta, a w tłumie narodziły się szepty, o co im może chodzić.
-Takie jest twoje zdanie - powiedział miłym głosem. - Gadaj gdzie jest Danzo i Rada! - dodał głosem wzmocnionym chakrą lisa, co dało straszny dla Konoszan efekt. Jego głos brzmiał demonicznie, co przeraziło wszystkich.
-Czego od nas chcesz? - na czele pojawiła się Starszyzna, wraz z zasłaniającymi ich Anbu.
-Nic ciekawego, tylko was zabić.
Za nim ktoś mrugnął, Naruto stał w tej samej pozie co wcześniej, ale członkowie Rady leżeli martwi, a chroniący ich Anbu byli nieprzytomni.
-Kto będzie tak miły i pokaże mi wejście do Korzenia?
-Może byś chociaż wyjaśnił po co tu jesteś.
-Przyszedłem po Shiro i Uzu.
-Niby kto to?
-Nie wasza sprawa. Gadać, gdzie jest Danzo? - odpowiedziała mu cisza. - Sam go znajdę.
Naruto zaczął iść w miejsce gdzie powinno być wejście, o którym wspomniał mu Itachi. Lecz za nim zrobił kilka kroków musiał się uchylić przed gradem ciosów. Gdy stanął spokojnie, spojrzał na osoby, którego zaatakowały. Byli to członkowie Anbu. Chłopak się uśmiechnął i pstryknął palcami. Potężna fala uderzeniowa, dosłownie zdmuchnęła Anbu. Wszyscy patrzyli na to z przerażeniem.
-Zajmij ich czymś - powiedział do czerwonowłosego i zniknął w płomieniach.
-Ehh. Zaczyna głupieć - mruknął do siebie. - Mógł sobie to darować, mogliśmy wejść po cichu, zabić Danzo, uratować ich i uciec, ale nie on musiał zrobić zamieszanie i zostawić mnie samego z nimi.
-Wiesz, że gadasz do siebie? - spytał Sasuke.
-No co ty nie powiesz, widać nie jesteś tak inteligentny jak Itachi.
Czarnowłosy na imię brata dostał białej gorączki i rzucił się na Nagato z kataną. Gdy był metr od Uzumakiego, jakaś niewidzialna siła odrzuciła go. Poleciał w jakiś budynek, który zawalił się pod siłą uderzenia.
-Myślałem, że jesteś silniejszy. Nie dorastasz nawet córce Naruto do pięt.
Wszyscy zamarli na słowo córka i to, że jeden z najsilniejszych joninów Konohy niby nie dorasta jej do pięt.
-Jak to córce?
-Normalnie. Naruto, jego żona i córka mogliby zniszczyć Konohę.
-żona? Córka? Zniszczenie Konohy? O co tu chodzi?! - krzyknął ktoś nie ogarniający sytuacji.
Nagato klepnął się w czoło.
-Powiem to jak najprościej. Danzo porwał Shiro i Uzu. Naruto jest wkurzony. Będziecie mieć szczęście jak przeżyjecie. Ktoś jeszcze czegoś tu nie rozumie?
-Powiedz niby czemu, nie dorastamy im do pięt - powiedział Sasuke, który wydostał się z zawalonego budynku, dzięki pomocy Sakury i jej siły. Czerwono włosy uśmiechnął się tylko.
-Powiem, jak mnie chociaż zranisz.
-Wyduszę to z ciebie.
Uchiha ruszył do ataku. Aktywował Sharingana i naładował katanę Raitonem. Wykonał szybkie i nieprzewidywalne pchnięcie w czoło Nagato, ale ostrze pomknęło minimalnie obok ucha, po tym jak członek Akatsuki wykonał delikatny ruch głową. Uzumaki uderzył Uchihe w żebra i czarnowłosy poleciał w bok, uderzając w lampę uliczną.
-Katon: Ognista Kula.
Ogień rozszedł się po nie widzialnej kuli chroniącej Nagato.
-Co do?
-Postaraj się, jak na razie używam tylko jednej techniki. - Uzumaki zauważył, że Sasuke zaciska mocniej dłonie w pięści, zagryza wargę, a jego wyraz twarzy wyrażał tylko wściekłość.
-Susano.
W jedną sekundę pojawił się Duchowy Wojownik Sasuke. Był cały fioletowy otoczony płomieniami. W rękach miał miecz i tarczę. Zamachnął się i uderzył z całą siłą mieczem.
-Shinra Tensei!
Znowu niewidzialna siła odepchnęła atak. Susano znikło, a Sasuke poleciał do tyłu. Do ataku ruszyli inni shinobi, ale nie mogli nawet dojść do mężczyzny. Gdy wszyscy opadli z sił, Uchiha spojrzał w oczy członka Brzasku.
-Rinnegan?
-Spostrzegawczy jesteś, nie ma co - drwił z Uchihy. - Jak widzisz nawet nie mnie zraniłeś, ale i tak ci powiem, czemu nie dorastasz im do pięt.
-Więc? - spytał leżący czarnowłosy, a wszyscy zwrócili uwagę na wypowiedź.
-Jego rodzina, znajdzie na wszystko obejście, nigdy się nie poddają, zawsze pamiętają o obietnicach, a najważniejsze jest to, że pomagają przyjaciołom, a przyjaciele pomagają im. Gdyby zaatakowali Konohę, ich przyjaciele poszli by za nimi. Ale do tego trzeba mieć prawdziwych przyjaciół, nie to co wy, zwykłe śmiecie. Czyż nie Kakashi Hatake? - powiedział do zamaskowanego jonina, który nic nie odpowiedział. -Czyż nie za takich przyjaciół uważał was Naruto?
Nagle w skalnej półce pod twarzami Hokage zrobiła się wielka wyrwa, z której wyskoczyło kilka osób.
-----Naruto-----
Szedłem przez korytarz prowadzący do Danzo. Oprócz dwóch strażników, nikt mnie nie zaatakował. W końcu ktoś się pokazał. Przede mną pojawił się cały oddział Anbu. Nic nie mówili tylko od razu ruszyli do ataku, jakby mieli jakieś szanse.
Po minucie szedłem dalej, a ich jęki były coraz cichsze. W końcu dotarłem do drzwi od gabinetu Shimury. Otworzyłem je delikatnie z buta, tak, że prawie wyleciały z zawiasów. Wszedłem do środka, było ciemno i pusto. W jednym momencie odwróciłem się i złapałem kogoś za gardło. Uniosłem go do góry i przyszedłem bliżej świeczki na ścianie. Wstrzyknąłem mu trochę mojej chakry, aby się nie wyrywał, ale dało to inny efekt. Danzo zniknął, a pojawił się członek Anbu.
-Gdzie one są?
-Nic ci nie powiem.
-Doprawdy? - spytałem i zacząłem przesyłać mu chakre lisa. Ktoś kto nie jest jinchuuriki, a dostaje chakre biju, marny jego los.
-Są w głowie Czwartego - odpowiedział na moje wcześniejsze pytanie, zabrałem chakrę lisa i rzuciłem go w ścianę.
Opuściłem gabinet i za pomocą Anbu, którzy mi się nawinęli poszedłem labiryntem do głowy Czwartego. Gdy byliśmy w korytarzu prowadzącym do cel puściłem członka Anbu. Nie chciało mi się go zabijać, a po za tym śpieszyło mi się. Ruszyłem biegiem, znalazłem je w jednej celi. Siedziały skulone w kacie, wtulone w siebie. Ich włosy były całe brudne i pozlepiane. Ciuchy były brudne i podarte. Uzu chyba spała, bynajmniej miałem taką nadzieję.
-Kochanie - powiedziałem cicho przez łzy. Shiro spojrzała na mnie.
-Naruto.
-Zaraz was uwolnię. Nic wam nie jest?
-Przeżyjemy.
Wstałem i zrobiłem krok do tyłu. Wyciągnąłem rękę do przodu i w strumieniu ognia pojawiła się katana. Napełniłem ją chakrą i rozciąłem kraty. Katana od razu zniknęła, a ja podniosłem Shiro i Uzu. Mała otworzyła przez chwilę oczy i uśmiechnęła się na mój widok.
-śpij kochanie, zaraz obudzisz się w domku powiedziałem głaszcząc ją po włosach.
Wyniosłem je z celi i ruszyłem w dół schodami. Po kilku sekundach zostałem otoczony przez Anbu, z dołu i z góry. Nie mogłem walczyć. Przesłałem chakrę do nogi i kopnąłem w ścianę. Zrobiła się duża dziura na powierzchnię, nic nie myśląc wyskoczyłem z niej. Gdy leciałem w dół, rozesłałem chakre po całym ciele, aby zamortyzować upadek.
Znalazłem się obok Nagato. Rozejrzałem się po okolicy, wszyscy siedzieli, albo leżeli, z trudem łapiąc oddech. Spojrzałem w niebo, Anbu dopiero skakało za mną.
Położyłem je obok Nagato.
-Zaraz wrócę.
Powiedziałem i pocałowałem je w czoła. Wstałem i odwróciłem się w stronę Anbu. Zawiązałem mocniej opaskę i przygotowałem się do walki.
-Poddaj się, jesteś otoczony!
-Gdzie? - spytałem po kilku sekundach, rozglądając się. Wtedy Anbu, który to powiedział, rozglądał się za swoimi towarzyszami. Wszyscy leżeli nie przytomni. Lubiłem, takie zagrywki, nawet nie wiedzą co ich trafiło. Musiałem, przyznać, że techniki mojego ojca są przydatne.
-Co tu się dzieję?! - krzyknął ktoś wychodząc z tłumu.
-Danzo-sama - jedyny przytomny członek Anbu, klęknął na kolana przed przełożonym.
-Naruto Uzumaki - powiedział patrząc się na mnie.
-Dobrze, że jesteś, nie będę musiał cię szukać. Załatwmy to szybko.
----Narracja trzecio osobowa-----
Uzumaki rozejrzał się po okolicy. Stali tak jakby w okręgu, na prawo miał Danzo, a na lewo Shinobi Konohy. Naruto ruszył na Shimure. Zwykli ludzie nie mogli go nawet dojrzeć, ale Danzo jakimś cudem nawet nadążał za nim. W pewnym momencie w ciągu sekundy, w ręce Naruto pojawiła się katana, wykonał jedno cięcie i odskoczył do tyłu. W drugiej ręce trzymał prawe ramie Danzo, Przywódca Korzenia nawet nie krzyknął z bólu. Tsunade nie wiedziała co ma robić, miała straszny bałagan w głowie. Myślała, czy Naruto zniszczy Konohę czy nie, no ciągle miała słowa Nagato w głowie "Czyż nie za takich przyjaciół uważał was Naruto" Jednego była pewna zawiódł się na mieszkańcach wioski.
-Szukasz ręki, czy Shraginanów z niej? - spytał Naruto, gdy Shimura rozglądał się za blondynem.
Wszystkich zamurowało na nazwę kekkei genkai Uchihów, sam Sasuke był wściekły. Naruto podrzucił rękę do góry i wystrzelił z ręki mały strumień ognia.
-Skąd masz te Sharingany?! - krzyknął czarnowłosy.
-Na pewno od Uchihów - mruknął Naruto.
-Futon: Powietrzne bomby.
Blondyn wystrzelił kilka powietrznych kul, które eksplodowały przed Danzo. Wraz z eksplozją w Shimure poleciały małe powietrzne senbony. Przywódca Korzenia, zamienił się w kawałek drewna i zniknął w kłębie dymu.
-Nie uciekniesz - powiedział Naruto w przestrzeń.
-Katon: Ognista Kula.
Wielka ognista kula poleciała w budynek, zostawiając po nim same ruiny. Kawałki ścian poleciały we wszystkie strony uszkadzając inny budowle.
-Futon: Powietrzne Sierpy.
Sprężone powietrze, zwiększyło ogień, z którego po sekundzie wyskoczył Danzo. Był cały poparzony, a ciuchy były spopielone i przepalone w kilku miejscach.
-Musimy coś zrobić on w końcu rozwali wioskę! - krzyczeli shinobi, ale nikt nie miał na tyle odwagi, aby wkroczyć do walki. Danzo ciężko oddychał, z rany po lewej ręce ciągle leciała krew.
-Kończmy to! - powiedział Naruto, ochrypłym głosem. Wszyscy zebrani przerazili się wyglądu chłopaka, ale byli w takim szoku, że nie mogli nawet kiwnąć palcem.
Z Uzumakiego zaczęła wydobywać się pomarańczowa chakra. Jego paznokcie stały się szponami, włosy stały się długie do ziemi, spiczaste i ostre niczym senbony. Oczy stały się krwistoczerwone.
Podbiegł do niego i przebił ręką brzuch Shimury na wylot. Jego krzyk rozniósł się po całej Konosze. Blondyn zamachnął się i rzucił Danzo na bok.
Katon: Ognista Bomba Lisa - powiedział ochrypłym głosem.
Blondyn wykonał dziwne znaki i dmuchnął w Danzo silnie skoncentrowaną ognistą kulę. Była strasznie szybka, co uniemożliwiało ucieczkę. Gdy dotarła do celu wybuchła i powstał wielki słup ognia w niebo. Wszystko trwało kilka sekund, a po Danzo został tylko proch. Zapanowała cisza, która trwała kilka minut. Naruto wrócił już do normalnej postaci.
-Przez ciebie nie dowiem się co się stało w dzień masakry klanu! - warknął Sasuke i rzucił się na blondyna.
Gdy był dwa metry od niego, stanął, jego oczy wyrażały szok, a na czole pojawiły się krople potu. Na gardle czuł końcówkę katany, wszyscy patrzyli się na to z przerażeniem.
-Zabijesz mnie?
-Nie, mam już tego dość. Nie mógłbym was zabić, w imię dawnych lat.
Uchiha upad na ziemię, do niego od razu podbiegła Sakura i Tsunade. Wszyscy z niedowierzaniem wpatrywali się w niego.
-Spytaj Itachiego -powiedział Uzumaki i spojrzał w niebo.
-Co to? - spytała Tsuande.
-Ptak Deidary - odparł Nagato.
Po chwili wszyscy członkowie Akatsuki byli obok Naruto.
-Co tu robicie? - spytał blondyn.
-Przyszliśmy po jakieś fanty, ale widać, że nie zniszczysz Konohy - powiedział Deidara.
Naruto się uśmiechnął do Brzasku i ominął ich. Podszedł do swoich kobiet, które siedziały pod drzewem niedaleko ich. Podszedł do nich i klęknął. Przytulił obie z nich. Uzu już była przytomna. Cała trójka zaczęła płakać.
-Coś boli? - spytał po chwili.
-Mnie ręka -Uzu wskazała na siną rękę.
-Zaraz przestanie - powiedział Naruto i otoczył ręce zieloną chakrą.
-Medicjutsu - wydusiła Tsunade. - Nawet w Anbu nie mógł tego opanować.
Naruto wstał i zaczął się oglądać zniszczenia wioski. Kilka budynków było całkowicie zawalonych, w ulicy dalej unosił się czarny dym. Drzewo, które rosło jako ozdoba w centrum wioski, było powalone na budynek. W miejscu, którym Danzo oberwał techniką Naruto był, krater o średnicy jednego metra.
Wszyscy czekali na rozwój sytuacji, w tym czasie Sasuke rozmawiał z Itachi i dowiedział się prawdy, że był kontrolowany przez Danzo. Miał najpierw wybić cały klan, a potem szpiegować Akatsuki. Wszystko się zmieniło, gdy Naruto dołączył do nich. Dzięki niemu udało mu się pozbyć Jutsu Kontroli, ale nie miał na tyle odwagi, aby przyjść do Konohy i wszystko wyjaśnić.
-Nic się nie zmienił - powiedziała Sakura.
-Tak - odparła Tsunade. - Dla przyjaciół i rodziny zrobi wszystko.
Do rodziny Namikaze podeszła Hokage.
-Możemy porozmawiać? - spytała, a blondyn skinął głową. - Chciałabym cię przeprosić, za to co musiałeś robić, gdy byłeś shinobim Konohy.
-Nie gniewam się - odparł z uśmiechem.
-Co?
-Nie gniewam się, takie jest życie ninja, poza tym rada nie dawała ci wyboru.
Tsunade jak i reszta nadal stała w głęboki szoku. Naruto wziął córkę na barana i pomógł wstać Shiro. Po kilku minutach do nich podszedł Deidara.
-Szefie wracamy?
-Może wrócisz do nas, naprawimy to co zepsuliśmy - powiedziała Sakura.
-Po za tym ktoś musi to naprawić - dodał Sasuke z uśmiechem na twarzy.
Naruto spojrzał na swoją żonę i uśmiechnął się do niej, a ona odwzajemniła uśmiech.
-Mam lepszy pomysł.
I tak Akatuski połączyło się z Konohą. Część członków Brzasku została, samotnymi wilkami, jak to mówili. Shiro i Uzu, szybko zaaklimatyzowały się w wiosce, młoda Namikaze szybko znalazła przyjaciół, a potem zaczęła uczęszczać do Akademii, a Naruto zapomniał o starym życiu w Konosze. Teraz liczyło się dla niego nowe życie w Konosze, jego i jego rodziny, dla której zrobi wszystko. Wszyscy jinchuuriki wrócili do swoich wiosek, a Kage złożyli obietnicę Naruto, że nie będą ich wykorzystywać. A on już o to zadba.
sobota, 30 stycznia 2016
Rodzina Naruto -2.
Rodzina Naruto 2.
-ładny domek - skomentował czerwonowłosy mężczyzna. Byli kilkanaście metrów od drewnianego domku, w którym mieszkał, jego kuzyn wraz z rodziną.
-Coś jest nie tak - odparł blondyn i ruszył biegiem. - Nie pali się nigdzie światło, a z kominka nie leci dym.
-To jeszcze nie powód, aby się martwić.
-Może nie u innej rodziny.
Blondyn wpadł do domku. Okazał się pusty, a za to w wielkim nie ładzie. Wszystkie meble były po przewracane, a to co leżało lub było w nich było na podłodze. Wszędzie były różne zarysowania, a gdzie nie gdzie krew. Naruto szybko przeszukał cały domek oraz różne schrony pod domkiem. Jedyne co znalazł to list "Jeśli chcesz je odnaleźć żywe, musisz wypełniać moje rozkazy. Nie długo się odezwę"
-Nie ma, nigdzie ich nie ma. - Naruto padł n kolana i zaczął płakać.
-Musimy przeszukać okolice.
-Nie ma sensu, ktoś je porwał.
-Zarządzę poszukiwania.
-Zabiję tego, który je porwał lub skrzywdził.
Czerwonowłosy od razu znikł, a Naruto wyszedł na dwór. Jego złość wzięła górę, otoczył się pomarańczową chakrą, jego paznokcie stały się szponami, włosy stały się długie do ziemi, spiczaste i ostre niczym senbony. Oczy stały się krwistoczerwone. Jego ryk rozszedł się po okolicy, płosząc zwierzęta, oddalone nawet o kilka kilometrów. Uderzył pięścią w ziemię, po jego ciosie powstał krater długi, aż do lasu. Następnie na jego ręce pojawiła się czarna kula z czerwonymi pierścieniami. Rzucił ją gdzieś daleko. Powstał olbrzymi wybuch. Fala uderzeniowa wyrwała mnóstwo drzew. Kurz i dym zasłonił widok, ale gdy wiatr rozwiał, zasłonę, można było zobaczyć olbrzymi krater.
Naruto upadł na kolana, a jego wygląd wrócił do normalności. Po kilku minutach wstał i zaczął kroczyć w swoim kierunku.
Nagato szybko wbiegł do bazy. Była to jaskinia, a na wejście było rzucone genjutsu. Dla kogoś bez odpowiedniej wiedzy, przejście było nie możliwe.
-ZBIóRKA! - krzyk rozniósł się po całej bazie, a po kilku sekundach wszyscy byli ustawieni w salonie w szeregu.
-Coś się stało? - spytał Deidara.
-Yuki i Uzu zostały porwane .
-Co? Musimy ich szukać. Jak to? Kto to mógł zrobić? Co z Naruto-sama? - wraz z tym pytaniem do salony wszedł wymieniony blondyn. Nagato spojrzał na niego zszokowany.
-Jak on tak szybko tu przybiegł, dam głowę sobie uciąć, że to on był sprawką tego wybuchu.
Naruto przeszedł obok wszystkich i pad na kanapę. Patrzył się cały czas w jedno miejsce, na kartkę, którą trzymał w prawej dłoni. W Sali nadal panowała cisza.
-Dobra - powiedział Nagato. - Każdy wkrada się do wioski i przeszukuje ją, najlepiej aby były to wioski, które znacie jak własną kieszeń.
Wszyscy się rozbiegli po swoje rzeczy i od razu zaczęli opuszczać bazę. Gdy wszyscy opuścili bazę, Naruto siedział tak jeszcze z kilka godzin. W końcu wstał i także opuścił bazę.
Następnego dnia wieczorem wszyscy spotkali się w salonie. Rozmawiali o porwaniu i wioskach, które sprawdzili. W końcu wszedł Nagato.
-Mówcie co znaleźliście.
-Nic, kompletne nic - powiedział Itachi. - Wszystkie wioski są czyste, ja niestety nie dostałem się do Konohy, zaraz mnie wykryli i nadal nie wiem jak.
-Rozumiem.
-A tak w ogóle gdzie jest Naruto-sama? - spytała Konan.
Nagato teraz zauważył brak jego kuzyna. Jego zielone oczy zrobiły się dwa razy większe.
-Chyba nie poszedł sprawdzić Konohy - zaproponował Sasori.
-Choć to dość możliwe - dodał Deidara.
Zdążyła zapaść cisza, a wszyscy usłyszeli donośny huk. Wybiegli z bazy i zobaczyli wielką kopułę z wiatru, gdzieś na zachód. Po sekundzie dotarła do nich fala uderzeniowa, przewracając wszystkich na ziemię.
-Co tam jest? - spytał Itachi.
-Yyy chyba kryjówka Orochimaru - odparła Konan.
-Ruszamy! - krzyknął czerwonowłosy.
Po niecałej godzinie biegu dotarli na skraj wielkiego krateru. Na jego środku stał blondyn, trzymając za włosy Wężowego Sanina, który leżał nie przytomny. Naruto wyciągnął go z krateru i rzucił pod nogi przybyłych.
-Zróbcie z nim co chcecie - powiedział bez żadnych emocji, mijając ich bokiem. Wszyscy wpatrywali się to w ciało gada to w odchodzącego Uzumakiego.
-Musimy ich jak najszybciej odnaleźć.
---Kilka dni później-----
-Mam złe wieści - powiedział Zetsu, pojawiając się podczas spotkania, członków Akatsuki. - Zostało zwołane zebranie pięciu Kage, część z was została wykryta. Zapewne będą chcieli nas się pozbyć.
-Kiedy? - spytał od razu Naruto.
-Za tydzień, w Kraju żelaza.
-Możecie się rozejść, koniec spotkania - powiedział Naruto i wyszedł z Sali.
Poszedł do swojego pokoju i zaczął pakować rzeczy. Gdy zakładał plecak, w drzwiach stanął Nagato.
-Idziesz tam?
-Tak.
-I co zrobisz?
-Zmuszę ich do gadania, a jak nie, to pożałują. Jeśli mi skłamią, a oni będą w którejś wiosce, obiecują, ze rozwalę j drobny mak.
Nagato przełknął głośno ślinę.
-"Nie poznaję go" - pomyślał czerwonowłosy. - Idę z tobą, inaczej zrobisz coś głupiego.
Naruto posłał mu wymuszony uśmiech. Opuścili razem kryjówkę i ruszyli do Kraju żelaza.
-Może w końcu ktoś powie czemu jest zwołane te zebranie - powiedziała Mizukage.
-Chodzi, o wzmożoną działalność Akatsuki - wyjaśnił Raikage.
-Naruto - szepnęła Tsunade.
-Tak, chodzi o tego Naruto - powiedział Tsushikage, słysząc imię wypowiedziane przez blondynkę.
-Jak wiemy, ten cały Uzumaki Naruto jest przywódcą Akatsuki no i przede wszystkim jest jinchuuriki Kyubiego.
-A ostatnio ich działalność wzmogła się, z tego co jest napisane w tych kartkach - przywódca Samurajów, pokazał wszystkim plik kartek - byli jednocześnie w wielu wioskach.
-W Konosze Itachi został od razu wykryty, więc uciekł - oznajmiła Tsunade.
-Pytanie tylko po co. Czego szukali.
Nagle na stół spadło zdjęcie z góry. Wszyscy spojrzeli to na zdjęcie to na sufit, gdzie nikogo nie było. Wtedy spojrzeli znowu na zdjęcie i doznali szoku, na stole stał Naruto.
-Przepraszam, że przerywam spotkanie - powiedział przyjaznym głosem. Obok Kage, natychmiast pojawili się ich obrońcy.
-Czego tu szukasz Uzumaki? - warknął Raikage.
-Jak widzicie na zdjęciu - pokazał na zdjęcie, na którym był on, blondwłosa kobieta, i mała dziewczynka, w różowej sukience, siedziała blondynowi na barana. - To jest moja żona i córka. Obie zostały nie dawno porwane i chce wam dać ostrzeżenie.
-Może i dobrze, mniej ścierw na świecie - mruknął Raikage i po chwili musiał wygrzebywać się z dziury w ścianie.
Wszyscy wpatrywali się w stojącego w tym samym miejscu blondyna.
-"Jakim cudem?" - pomyśleli wszyscy.
-Nie zauważyłem go nawet Sharinganem - mruknął Uchiha, do Kakashiego stojąc za Tsunade w pozycji bojowej.
-Ktoś jeszcze ma coś do dodania? - spytał groźnym tonem. - Dobrze, więc, nie dawno zostały porwane, chcę wam dać ostrzeżenie. Jeśli oddacie je po dobroci, może oszczędzę wioskę, ale jeśli odmówicie, a ja je odnajdę, w którejś wiosce, przysięgam, że rozwalę ją w drobny mak - koniec dodał tonem mrożącym krew w żyłach. Wszyscy przełknęli głośno ślinę.
-Ty szczylu! - warknął A i ruszył na Naruto z włączoną zbroją z błyskawic.
Blondyn złapał pięść Raikage, otwarta dłonią i ścisnął ją z całej siły. Wszyscy usłyszeli głośny chrupot kości, a następnie Raikage poleciał w drzwi. Naruto znalazł się szybko nad nim i złapał go za ciuchy.
-Jeśli chcesz żyć uspokój się - powiedział i rzucił go na krzesło, na którym siedział. Do A podbiegli jego ochroniarze i zaczęli go leczyć. Wszyscy dopiero po kilku minutach odzyskali mowę.
-Użyjesz siły biju, które schwytaliście? - spytała Mizukage.
-Nie, nie schwytaliśmy żadnego biju.
-Jak to? - spytali wszyscy naraz.
-Nie łapiemy, biju tylko, upozorowujemy porwanie i wyssanie biju - wyjaśnił Nagato pojawiając się obok Naruto. - Na potwierdzenie tego, zaprosiliśmy wszystkich, których niby zabiliśmy.
Do Sali weszło kilka osób. Byli to jinchuuriki.
-Cześć Tato - mruknął czerwonowłosy chłopak do Kazekage, który siedział oniemiały.
-Jak to możliwe, że żyjecie.
-Normalnie - odparł mężczyzna w czerwonej zbroi samuraja.
-Zaproponowali nam nową tożsamość i życie w innych wioskach - powiedziała zielonowłosa dziewczyna.
-Na dodatek obiecywali pomoc, gdyby coś było nie tak - dodał starszy mężczyzna.
W międzyczasie Naruto opuścił salę. Zaraz za nim wyszła Tsunade, Kakashi i Sasuke.
-Naruto czekaj!
Blondyn zatrzymał się i odwrócił głowę.
-Czego?
-Możemy porozmawiać?
-Niby po co? Rozmawialiśmy jakiś czas temu w Konosze.
-Czemu ukrywaliście wasze prawdziwe zamiary? - spytał Sasuke.
-Żeby, takie pazerne osoby jak Kage czy ktoś inny nie mógł wykorzystać takich jak ja.
-Przecież ty nie byłeś wykorzystywany - stwierdził Kakashi, a Naruto zaczął się śmiać.
-Nie byłeś wykorzystywany? Kto ci takie bajki sprzedał.
-Co masz na myśli? - wtrącił Sasuke.
-Niech wasza wielmożna Hokage, przedstawi wam Szanowanego w wiosce Kitsune, Legendarnego Shinobi Konohy - mówił sarkastycznie i celowo podkreślił słowo szanowany. Tsunade nie wiedziała co ma powiedzieć.
-To byłeś ty?
-Może, muszę już iść. Na razie.
Naruto znikł w ogniu, a Kakashi i Sasuke zaczęli patrzeć się na Hokage.
-Tsuande-sama o co w tym chodzi. Naruto jest tym Kitsune, który był wysyłany na najniebezpieczniejsze misję?
-Starszyzna chciała mieć broń dla wioski i Naruto został musowo zwerbowany do Anbu. Reszty musicie się domyślić.
-Naruto, poszukiwania nie dają, żadnych rezultatów - powiedział Nagato wchodząc do pokoju kuzyna. - Szukamy już półmiesiąca i nic.
Naruto siedział na łóżku, kompletnie olewał to co działo się wokół niego. W ręce trzymał list, który znalazł w domku. W pokoju panował mrok, świeciła się tylko jedna świeczka na stoliku. Nagato otwierając drzwi wpuścił trochę więcej światła.
-Co tam masz? - spytał, a Naruto bez słowa, czy spojrzenia oddał kartkę.
-List, był w domku.
-Skądś znam te pismo - mruknął Nagato, a Naruto od razu się ożywił.
-Skąd?
-Nie wiem. Kiedyś już chyba czytałem list z takim pismem.
-Zastanów się.
-Wiem!
-Co
-Itachi, powinien znać to pismo, dzięki Sharinganowi, może zapamiętać wszystko.
Naruto od razu zerwał się z łóżka. Założył płaszcz, opaskę z przekreślonym znakiem Konohy. Założył dwie katany na plecy, zabrał kartkę z rąk Nagato i wyszedł z pokoju. Szedł przez długi korytarz, oświetlony świeczkami na ścianach. W końcu dotarł do drzwi od pokoju Uchihy. Zapukał w nie energicznie, a po usłyszeniu zaproszenia wszedł do środka. Czarnowłosy dziedzic Sharingana siedział na łóżku i czytał jakiż zwój. Naruto widząc pytające spojrzenie kolegi zaczął tłumaczyć, ale najpierw pokazał kartkę.
-Znasz skądś te pismo?
Itachi zaczął uważnie oglądać kartkę.
-Możliwe, że skądś znam, ale nie jestem pewny.
-Proszę, zastanów się. To moja jedyna poszlaka.
-Czekaj.
Uchiha uruchomił swoje doujutsu i jeszcze raz zaczął czytać napis, zwracając uwagę na charakter pisma. W końcu odłożył kartkę i wyłączył Sharingana.
-To Danzo Schimura.
Blondyn oniemiał, gdy usłyszał Imię i nazwisko porywacza. W pewnej chwili dostał chęci, aby uwolnić Kyubiego i rozwalić całą Konohę, ale musiał się opanować. Doskonale wiedział, że najpierw musi uratować, a potem wybić, ale czy musiał niszczyć całą Konohę, przecież Danzo działa przeciw niej, chce tylko zdobyć władzę. Wyszedł z pokoju Itachiego i wrócił do swojego. Zaskoczył go widok czerwonowłosego, członka klanu Uzumaki siedzącego na krześle obok stolika. W dodatku był w stroju do walki. Gdy spojrzeli sobie w oczy, Naruto zamiast zobaczyć zielone oczy zobaczył fioletowe z czarnymi kręgami.
-Chyba nie myślałeś, że cię puszczę samego - blondyn posłał mu tylko uśmiech. - Więc kto to?
-Danzo.
-ładny domek - skomentował czerwonowłosy mężczyzna. Byli kilkanaście metrów od drewnianego domku, w którym mieszkał, jego kuzyn wraz z rodziną.
-Coś jest nie tak - odparł blondyn i ruszył biegiem. - Nie pali się nigdzie światło, a z kominka nie leci dym.
-To jeszcze nie powód, aby się martwić.
-Może nie u innej rodziny.
Blondyn wpadł do domku. Okazał się pusty, a za to w wielkim nie ładzie. Wszystkie meble były po przewracane, a to co leżało lub było w nich było na podłodze. Wszędzie były różne zarysowania, a gdzie nie gdzie krew. Naruto szybko przeszukał cały domek oraz różne schrony pod domkiem. Jedyne co znalazł to list "Jeśli chcesz je odnaleźć żywe, musisz wypełniać moje rozkazy. Nie długo się odezwę"
-Nie ma, nigdzie ich nie ma. - Naruto padł n kolana i zaczął płakać.
-Musimy przeszukać okolice.
-Nie ma sensu, ktoś je porwał.
-Zarządzę poszukiwania.
-Zabiję tego, który je porwał lub skrzywdził.
Czerwonowłosy od razu znikł, a Naruto wyszedł na dwór. Jego złość wzięła górę, otoczył się pomarańczową chakrą, jego paznokcie stały się szponami, włosy stały się długie do ziemi, spiczaste i ostre niczym senbony. Oczy stały się krwistoczerwone. Jego ryk rozszedł się po okolicy, płosząc zwierzęta, oddalone nawet o kilka kilometrów. Uderzył pięścią w ziemię, po jego ciosie powstał krater długi, aż do lasu. Następnie na jego ręce pojawiła się czarna kula z czerwonymi pierścieniami. Rzucił ją gdzieś daleko. Powstał olbrzymi wybuch. Fala uderzeniowa wyrwała mnóstwo drzew. Kurz i dym zasłonił widok, ale gdy wiatr rozwiał, zasłonę, można było zobaczyć olbrzymi krater.
Naruto upadł na kolana, a jego wygląd wrócił do normalności. Po kilku minutach wstał i zaczął kroczyć w swoim kierunku.
Nagato szybko wbiegł do bazy. Była to jaskinia, a na wejście było rzucone genjutsu. Dla kogoś bez odpowiedniej wiedzy, przejście było nie możliwe.
-ZBIóRKA! - krzyk rozniósł się po całej bazie, a po kilku sekundach wszyscy byli ustawieni w salonie w szeregu.
-Coś się stało? - spytał Deidara.
-Yuki i Uzu zostały porwane .
-Co? Musimy ich szukać. Jak to? Kto to mógł zrobić? Co z Naruto-sama? - wraz z tym pytaniem do salony wszedł wymieniony blondyn. Nagato spojrzał na niego zszokowany.
-Jak on tak szybko tu przybiegł, dam głowę sobie uciąć, że to on był sprawką tego wybuchu.
Naruto przeszedł obok wszystkich i pad na kanapę. Patrzył się cały czas w jedno miejsce, na kartkę, którą trzymał w prawej dłoni. W Sali nadal panowała cisza.
-Dobra - powiedział Nagato. - Każdy wkrada się do wioski i przeszukuje ją, najlepiej aby były to wioski, które znacie jak własną kieszeń.
Wszyscy się rozbiegli po swoje rzeczy i od razu zaczęli opuszczać bazę. Gdy wszyscy opuścili bazę, Naruto siedział tak jeszcze z kilka godzin. W końcu wstał i także opuścił bazę.
Następnego dnia wieczorem wszyscy spotkali się w salonie. Rozmawiali o porwaniu i wioskach, które sprawdzili. W końcu wszedł Nagato.
-Mówcie co znaleźliście.
-Nic, kompletne nic - powiedział Itachi. - Wszystkie wioski są czyste, ja niestety nie dostałem się do Konohy, zaraz mnie wykryli i nadal nie wiem jak.
-Rozumiem.
-A tak w ogóle gdzie jest Naruto-sama? - spytała Konan.
Nagato teraz zauważył brak jego kuzyna. Jego zielone oczy zrobiły się dwa razy większe.
-Chyba nie poszedł sprawdzić Konohy - zaproponował Sasori.
-Choć to dość możliwe - dodał Deidara.
Zdążyła zapaść cisza, a wszyscy usłyszeli donośny huk. Wybiegli z bazy i zobaczyli wielką kopułę z wiatru, gdzieś na zachód. Po sekundzie dotarła do nich fala uderzeniowa, przewracając wszystkich na ziemię.
-Co tam jest? - spytał Itachi.
-Yyy chyba kryjówka Orochimaru - odparła Konan.
-Ruszamy! - krzyknął czerwonowłosy.
Po niecałej godzinie biegu dotarli na skraj wielkiego krateru. Na jego środku stał blondyn, trzymając za włosy Wężowego Sanina, który leżał nie przytomny. Naruto wyciągnął go z krateru i rzucił pod nogi przybyłych.
-Zróbcie z nim co chcecie - powiedział bez żadnych emocji, mijając ich bokiem. Wszyscy wpatrywali się to w ciało gada to w odchodzącego Uzumakiego.
-Musimy ich jak najszybciej odnaleźć.
---Kilka dni później-----
-Mam złe wieści - powiedział Zetsu, pojawiając się podczas spotkania, członków Akatsuki. - Zostało zwołane zebranie pięciu Kage, część z was została wykryta. Zapewne będą chcieli nas się pozbyć.
-Kiedy? - spytał od razu Naruto.
-Za tydzień, w Kraju żelaza.
-Możecie się rozejść, koniec spotkania - powiedział Naruto i wyszedł z Sali.
Poszedł do swojego pokoju i zaczął pakować rzeczy. Gdy zakładał plecak, w drzwiach stanął Nagato.
-Idziesz tam?
-Tak.
-I co zrobisz?
-Zmuszę ich do gadania, a jak nie, to pożałują. Jeśli mi skłamią, a oni będą w którejś wiosce, obiecują, ze rozwalę j drobny mak.
Nagato przełknął głośno ślinę.
-"Nie poznaję go" - pomyślał czerwonowłosy. - Idę z tobą, inaczej zrobisz coś głupiego.
Naruto posłał mu wymuszony uśmiech. Opuścili razem kryjówkę i ruszyli do Kraju żelaza.
-Może w końcu ktoś powie czemu jest zwołane te zebranie - powiedziała Mizukage.
-Chodzi, o wzmożoną działalność Akatsuki - wyjaśnił Raikage.
-Naruto - szepnęła Tsunade.
-Tak, chodzi o tego Naruto - powiedział Tsushikage, słysząc imię wypowiedziane przez blondynkę.
-Jak wiemy, ten cały Uzumaki Naruto jest przywódcą Akatsuki no i przede wszystkim jest jinchuuriki Kyubiego.
-A ostatnio ich działalność wzmogła się, z tego co jest napisane w tych kartkach - przywódca Samurajów, pokazał wszystkim plik kartek - byli jednocześnie w wielu wioskach.
-W Konosze Itachi został od razu wykryty, więc uciekł - oznajmiła Tsunade.
-Pytanie tylko po co. Czego szukali.
Nagle na stół spadło zdjęcie z góry. Wszyscy spojrzeli to na zdjęcie to na sufit, gdzie nikogo nie było. Wtedy spojrzeli znowu na zdjęcie i doznali szoku, na stole stał Naruto.
-Przepraszam, że przerywam spotkanie - powiedział przyjaznym głosem. Obok Kage, natychmiast pojawili się ich obrońcy.
-Czego tu szukasz Uzumaki? - warknął Raikage.
-Jak widzicie na zdjęciu - pokazał na zdjęcie, na którym był on, blondwłosa kobieta, i mała dziewczynka, w różowej sukience, siedziała blondynowi na barana. - To jest moja żona i córka. Obie zostały nie dawno porwane i chce wam dać ostrzeżenie.
-Może i dobrze, mniej ścierw na świecie - mruknął Raikage i po chwili musiał wygrzebywać się z dziury w ścianie.
Wszyscy wpatrywali się w stojącego w tym samym miejscu blondyna.
-"Jakim cudem?" - pomyśleli wszyscy.
-Nie zauważyłem go nawet Sharinganem - mruknął Uchiha, do Kakashiego stojąc za Tsunade w pozycji bojowej.
-Ktoś jeszcze ma coś do dodania? - spytał groźnym tonem. - Dobrze, więc, nie dawno zostały porwane, chcę wam dać ostrzeżenie. Jeśli oddacie je po dobroci, może oszczędzę wioskę, ale jeśli odmówicie, a ja je odnajdę, w którejś wiosce, przysięgam, że rozwalę ją w drobny mak - koniec dodał tonem mrożącym krew w żyłach. Wszyscy przełknęli głośno ślinę.
-Ty szczylu! - warknął A i ruszył na Naruto z włączoną zbroją z błyskawic.
Blondyn złapał pięść Raikage, otwarta dłonią i ścisnął ją z całej siły. Wszyscy usłyszeli głośny chrupot kości, a następnie Raikage poleciał w drzwi. Naruto znalazł się szybko nad nim i złapał go za ciuchy.
-Jeśli chcesz żyć uspokój się - powiedział i rzucił go na krzesło, na którym siedział. Do A podbiegli jego ochroniarze i zaczęli go leczyć. Wszyscy dopiero po kilku minutach odzyskali mowę.
-Użyjesz siły biju, które schwytaliście? - spytała Mizukage.
-Nie, nie schwytaliśmy żadnego biju.
-Jak to? - spytali wszyscy naraz.
-Nie łapiemy, biju tylko, upozorowujemy porwanie i wyssanie biju - wyjaśnił Nagato pojawiając się obok Naruto. - Na potwierdzenie tego, zaprosiliśmy wszystkich, których niby zabiliśmy.
Do Sali weszło kilka osób. Byli to jinchuuriki.
-Cześć Tato - mruknął czerwonowłosy chłopak do Kazekage, który siedział oniemiały.
-Jak to możliwe, że żyjecie.
-Normalnie - odparł mężczyzna w czerwonej zbroi samuraja.
-Zaproponowali nam nową tożsamość i życie w innych wioskach - powiedziała zielonowłosa dziewczyna.
-Na dodatek obiecywali pomoc, gdyby coś było nie tak - dodał starszy mężczyzna.
W międzyczasie Naruto opuścił salę. Zaraz za nim wyszła Tsunade, Kakashi i Sasuke.
-Naruto czekaj!
Blondyn zatrzymał się i odwrócił głowę.
-Czego?
-Możemy porozmawiać?
-Niby po co? Rozmawialiśmy jakiś czas temu w Konosze.
-Czemu ukrywaliście wasze prawdziwe zamiary? - spytał Sasuke.
-Żeby, takie pazerne osoby jak Kage czy ktoś inny nie mógł wykorzystać takich jak ja.
-Przecież ty nie byłeś wykorzystywany - stwierdził Kakashi, a Naruto zaczął się śmiać.
-Nie byłeś wykorzystywany? Kto ci takie bajki sprzedał.
-Co masz na myśli? - wtrącił Sasuke.
-Niech wasza wielmożna Hokage, przedstawi wam Szanowanego w wiosce Kitsune, Legendarnego Shinobi Konohy - mówił sarkastycznie i celowo podkreślił słowo szanowany. Tsunade nie wiedziała co ma powiedzieć.
-To byłeś ty?
-Może, muszę już iść. Na razie.
Naruto znikł w ogniu, a Kakashi i Sasuke zaczęli patrzeć się na Hokage.
-Tsuande-sama o co w tym chodzi. Naruto jest tym Kitsune, który był wysyłany na najniebezpieczniejsze misję?
-Starszyzna chciała mieć broń dla wioski i Naruto został musowo zwerbowany do Anbu. Reszty musicie się domyślić.
-Naruto, poszukiwania nie dają, żadnych rezultatów - powiedział Nagato wchodząc do pokoju kuzyna. - Szukamy już półmiesiąca i nic.
Naruto siedział na łóżku, kompletnie olewał to co działo się wokół niego. W ręce trzymał list, który znalazł w domku. W pokoju panował mrok, świeciła się tylko jedna świeczka na stoliku. Nagato otwierając drzwi wpuścił trochę więcej światła.
-Co tam masz? - spytał, a Naruto bez słowa, czy spojrzenia oddał kartkę.
-List, był w domku.
-Skądś znam te pismo - mruknął Nagato, a Naruto od razu się ożywił.
-Skąd?
-Nie wiem. Kiedyś już chyba czytałem list z takim pismem.
-Zastanów się.
-Wiem!
-Co
-Itachi, powinien znać to pismo, dzięki Sharinganowi, może zapamiętać wszystko.
Naruto od razu zerwał się z łóżka. Założył płaszcz, opaskę z przekreślonym znakiem Konohy. Założył dwie katany na plecy, zabrał kartkę z rąk Nagato i wyszedł z pokoju. Szedł przez długi korytarz, oświetlony świeczkami na ścianach. W końcu dotarł do drzwi od pokoju Uchihy. Zapukał w nie energicznie, a po usłyszeniu zaproszenia wszedł do środka. Czarnowłosy dziedzic Sharingana siedział na łóżku i czytał jakiż zwój. Naruto widząc pytające spojrzenie kolegi zaczął tłumaczyć, ale najpierw pokazał kartkę.
-Znasz skądś te pismo?
Itachi zaczął uważnie oglądać kartkę.
-Możliwe, że skądś znam, ale nie jestem pewny.
-Proszę, zastanów się. To moja jedyna poszlaka.
-Czekaj.
Uchiha uruchomił swoje doujutsu i jeszcze raz zaczął czytać napis, zwracając uwagę na charakter pisma. W końcu odłożył kartkę i wyłączył Sharingana.
-To Danzo Schimura.
Blondyn oniemiał, gdy usłyszał Imię i nazwisko porywacza. W pewnej chwili dostał chęci, aby uwolnić Kyubiego i rozwalić całą Konohę, ale musiał się opanować. Doskonale wiedział, że najpierw musi uratować, a potem wybić, ale czy musiał niszczyć całą Konohę, przecież Danzo działa przeciw niej, chce tylko zdobyć władzę. Wyszedł z pokoju Itachiego i wrócił do swojego. Zaskoczył go widok czerwonowłosego, członka klanu Uzumaki siedzącego na krześle obok stolika. W dodatku był w stroju do walki. Gdy spojrzeli sobie w oczy, Naruto zamiast zobaczyć zielone oczy zobaczył fioletowe z czarnymi kręgami.
-Chyba nie myślałeś, że cię puszczę samego - blondyn posłał mu tylko uśmiech. - Więc kto to?
-Danzo.
Rodzina Naruto -1.
Rodzina Naruto. -1.
Słońce świeciło mocno, choć do ziemi w wielkim lesie mało promieni przebijało się przez wielkie korony drzew. Ptaki śpiewał swoje pieśni, inne zwierzęta polowały lub leniuchowały w tak upalny dzień. Między grubymi pniami prowadziła mała ścieżka. Tą właśnie ścieżką szedł wysoki blondyn. Na twarzy miał sześć blizn, przypominające po trzy lisie wąsy na każdym policzku. Oczy koloru nieba, rysy dojrzałego mężczyzny. Mógł mieć około dwudziestu czterech lat. Miał na sobie ciemny płaszcz zasłaniający jego ciuchy.
-W końcu w domu - pomyślał, gdy docierał do wyjścia z lasu.
W pewnym momencie coś wyskoczyło z krzaków i szybkim ruchem skoczyło mężczyźnie na szyję. Blondyn upadł na ziemię, a ktoś siedział na jego brzuchu.
-Tatuś!
-Cześć Uzu - odparł oddając uścisk. - Jesteś sama? - spytał rozglądając się.
-Nie, mama gotuje obiad, ale Kyubiś ze mną jest.
Z krzaków wyszedł rudy lis z dziewięcioma ogonami, był wielkości dużego psa.
-Cześć Kurama.
-Yo Naruto.
Naruto zdjął z siebie dziewczynkę i postawił na ziemi. Była ubrana w różową sukienkę za kolana. Blondwłosy upięte w kucyk, a niebieskie oczy pałały szczęściem. Miała jakieś osiem, dziewięć lat. Na twarzy podobnie jak ojciec miała lisie blizny.
-Ja chce na barana! - krzyczała, do póki nie dostała tego czego chciała.
-Ja znikam - dodał Lis i zmienił się w pomarańczową chakrę, wsiąkł w brzuch mężczyzny.
-Co tam słychać w domu?
-Nic nowego, strasznie się nudziłam.
-A Kurama się z tobą nie bawił.
-Bawił, ale i tak było nudno.
Wyszli na polanę, na której drugim końcu stał mały drewniany domek. Z kominka było widać dym.
-Tato, a jak ty i mamusia się poznaliście? - spytała dziewczynka.
-Mama ci nie chciała powiedzieć? - spytał, a Uzu pokiwała głową na NIE. - Cóż, mieszkałem w dużej wiosce o nazwie Konoha.
-To w tej rządził dziadziuś?
-Tak. Więc mieszkałem w niej. Ludzie mnie nie lubili, bo bali się Kyubisia, jak ty go tak nazywasz.
-Ale dlaczego oni się go bali, on jest fajny.
-Ponieważ, dawno temu zaatakował tą wioskę, bo ktoś go bardzo zdenerwował i coś mu zrobił. Ale mniejsza z tym. Gdy byłem w drużynie, mój były przyjaciel chciał uciec z wioski.
-A ty go powstrzymałeś?
-Tak, przyniosłem go do wioski, ale niestety ludzie zaczęli bardziej się mnie bać. W końcu uciekłem z niej.
-Czyli mamusia nie była w tej Konosze?
-Nie, mamusie poznałem później. Gdy uciekłem wstąpiłem do organizacji zwanej Akatsuki. Zbierała ona niby niebezpiecznych shinobi, ale to tylko przykrywka. Tak naprawdę, to oni chronią takich jak.
-Takich co mają zwierzaczki w brzuszkach.
-Tak, chronią oni ich, przed ludźmi, którzy chcą ich wykorzystać. Na pewnej misji poznałem mamusię, uratowałem jej życie.
-Wtedy się zakochaliście w sobie.
-Nie, zaproponowałem jej dołączenie do nas. Wyszło tak, że zostaliśmy partnerami. Wtedy zacząłem się w niej kochać.
-Skoro razem byliście w tym Aka...Akatuki.
-Akatsuki.
-No właśnie, to dlaczego teraz mieszkamy tutaj.
-Ponieważ, chcemy, abyś była bezpieczna.
-Ale u wujka Nagato jest fajnie - Naruto tylko się zaśmiał.
-Wiem, ale oni jak i my jesteś poszukiwani.
Naruto stanął i zdjął małą na ziemię. Ona od razu pobiegła do domu, a blondyn poszedł za nią. Wszedł do domu. Zdjął buty i płaszcz. Wszedł w głąb domu, do kuchni.
-Cześć kochanie - powiedział podchodząc do swojej żony i całując ją w usta. Była to średniego wzrostu, blondynka o zielonych oczach. Delikatne rysy twarzy, pełne usta, jednym słowem była piękna.
-Cześć - odparła, gdy skończyli. - Jak misja?
-Dobrze, mam tydzień wolnego, więc - mówił siadając na krześle.
-Więc?
-Co chcecie robić?
-Ja chce na festyn! - do kuchni wbiegła Uzu, krzycząc radośnie.
-Już, już spokojnie - mówił blondyn, trzymając córkę. - Jaki festyn?
-W Konosze niedługo odbędzie się festyn, ostatniego dnia wiosny.
-W Konosze? - Naruto stał się trochę markotny, nie zadowalał go fakt, że miał wracać do Konohy, nawet jeśli miał być to tylko festyn.
-Nie chcesz iść? - spytała szepcząc Yuki, żona Naruto podchodząc do niego od tyłu i wieszając mu się na szyi.
-No dobrze, wiesz, że dla was zrobię wszystko. Kiedy jest ten festyn?
-Za dwa dni. Proszę - powiedziała podając mu obiad, naprzeciwko niego usiadła Uzu i także zaczęła jeść. Był to ryż i mięso polane sosem.
-Jutro rano wyruszymy.
-A dzisiaj co będziemy robić? - spytała najmłodsza Namikaze, gdy zjadła.
-A co panna chciała by robić?
-Może... może .
-Już starczy Uzu, tata musi odpocząć. Po za tym zaraz będzie ciemno.
-Noo dobrze. Ale jutro jadę na Kyubisiu - Naruto zaczął słyszeć skomlenie lisa w swojej głowie, na co się uśmiechnął.
-Nie, błagam nie. Ostatnim razem chciała mi wyrwać uszy.
-Chyba jej nie odmówisz? - spytał Naruto patrząc jak mała Uzu, uśmiecha się.
Następnego dnia wyruszyli do Konohy. Uzu tak jak powiedziała, jechała na Kuramie, który wcześniej ją ostrzegł, że jeśli będzie mu wyrywać furto, albo będzie łapała go za uszy, to to będzie ostatnia przejażdżka. Naruto i Yuki szli obok trzymając się za ręce. Do Konohy dotarli późnym wieczorem. Jako, że strażnicy spali weszli bez problemów. Lis wrócił do ciała blondyna kilka kilometrów od wioski, więc Uzu podróżowała na barana. Poszli do jakiegoś hotelu.
Nie wiedzieli, tylko, że jeden oddział Anbu w ukryciu pilnował bramy. Od razu zniknęli w kłębach dymu. Pojawili się w bazie pod ziemią. Ruszyli do ich przywódcy. Gdy dotarli do masywnych drewnianych drzwi, dowódca oddziału zapukał i za pozwoleniem weszli do gabinetu.
-Danzo-sama - wszyscy klęknęli na jedno kolano i przyłożyli pięść do podłogi
. Przed nimi siedział starszy facet z zabandażowanym jednym okiem. Miał na sobie ciemną szatę, a prawą ręką trzymał jakiś świstek papieru.
-Co się stało?
-Naruto Uzumaki jest w wiosce, towarzyszy mu jakaś kobieta i dziewczynka. Opis kobiety pasuje do Yuki z Akatsuki - powiedział Pies.
Danzo zaczął drapać się po brodzie i na koniec uśmiechnął się.
-Macie ich śledzić, gdy opuszczą wioskę, macie za nimi iść. Gdy Kyubiego nie będzie z nimi macie przyprowadzić ta kobietę i dziewczynkę.
-Hai - wszyscy opuścili gabinet w kłębach dymu.
Następnego dnia odbył się festyn. Wszyscy chodzili od stoiska do stoiska, kupując różne rzeczy. Podobnie było z rodziną Naruto. Mała Uzu ciągnęła rodziców, do każdego stoiska z zabawkami, albo jakimiś grami.
-Tato zobacz jaki lisek - dziewczynka wskazywała na puchatego rudego lisa, który siedział na tylnych łapach. - Kup mi go, proszę.
-Już, już no dobrze.
Po chwili ruszyli dalej.
-A ty kochanie co byś chciała?
-Ciebie - powiedziała szepcząc mu do ucha uwodzicielskim głosem.
-To dopiero wieczorem.
-Idziecie?! - krzyczała Uzu, niecierpliwiąc się na rodziców. Oni się tylko zaśmiali i ruszyli za córką.
-Jest niecierpliwa jak ja, gdy byłem w jej wieku - podsumował Naruto, na co otrzymał cichy śmiech swojej żony. - Uzu, chodź - zawołał Naruto. - Coś wam pokaże.
Naruto złapał je za ręce i teleportował się. Znaleźli się na górze Hokage.
-Zaraz będzie pokaz sztucznych ogni.
-To jest twarz dziadziusia?
-Tak.
-Patrz - wskazał Naruto, na ludzi, którzy odpalali fajerwerki, a chwile później na lecące w niebo fajerwerki.
Po chwili na niebie, formowały się różne kwiaty, napisy i inny rzeczy. Nocne niebo było oświetlane, przez fajerwerki. Uzu wpatrywała się w to jak zahipnotyzowana.
-Ale ładnie.
-Konoha nie szczędzi pieniędzy na takie festyny.
Wszystko minęło po pięciu minutach, ale ludzie i tak dalej nie wracali do domów. Mała Uzu usypiała na kolanach Yuki.
-Wracamy? - spytała kobieta.
-Tak.
Ruszyli z powrotem do hotelu. Gdy przechodzili obok otwartej kwiaciarni, wpadł na pomysł.
-Pójdziesz sama do hotelu?
-Coś się stało?
-Chciałbym odwiedzić grób rodziców.
-Rozumiem.
Naruto wszedł do kwiaciarni, po białą lilie, a Yuki ze śpiącą Uzu poszła do hotelu. Namikaze ruszył na cmentarz. świeciło się kilka lamp, ale on wiedział jak iść. W pewnym momencie skręcił w prawo i dotarł do wielkiego pomnika, z napisem "Zawsze będę chronić to na czym mi zależy" i "Tu leży Czwarty Hokage Minato Namikaze wraz z żoną Kushina Uzumaki-Namikaze. Niech spoczywają w pokoju."
-Dawno tu nie byłem - powiedział do siebie. Położył kwiat na grobie i zaczął się modlić. - Witaj Kakashi-sensei - powiedział, gdy skończył. Z krzaków wyszedł jego były sensei.
-Dawno cię tu nie było.
-Tak, parę lat minęło - Naruto wstał i odwrócił się twarzą do jonina konohy.
-Dziesięć. Minęło dokładnie dziesięć lat.
-Zakończyłeś mnie, nie myślałem, ze ktoś będzie o mnie pamiętał.
-Wszyscy pamiętają, tęskniliśmy za tobą. Kiedy wróciłeś?
-Nie wróciłem, byłem tylko na festynie.
-Hokage wie?
-Nie, nie musi nic o mnie wiedzieć - Naruto nadal był spokojny, ale powoli denerwowała go ta rozmowa. - Niech oni wyjdą, nie muszą się ukrywać.
Kakashi dał znak ręką, a z za drzew wyszła Hokage, Jiraya i cały rocznik Naruto wraz z drużyną Gaia. Brakowało mu tylko Uchihy.
-Byłeś nie ostrożny Naruto - powiedział Jiraya.
-Naruto przykro mi, ale jesteś zatrzymany - powiedziała Tsunade.
-Mówicie, że jestem nie ostrożny, ale się mylicie. Nie chciałem robić zamieszania wśród ludzi.
-Musisz nam wszystko wyśpiewać o Akatsuki - oddała Hokage.
-Nie - odparł nie przejmując się, ze jest ich około piętnastu na jednego. -A gdzie ten Uchiha?
-Tutaj! - ktoś krzyknął spod wejścia na cmentarz. Naruto spojrzał tam. Sasuke trzymał jego żonę i córkę, które się wyrywały.
-Puść ich!
-Wal się, Uzumaki. Gadaj wszystko o Akatsuki.
-Chciałbyś - powiedziała Yuki.
-Puść nas, bo tatuś cię zleje! - krzyczała Uzu, a wszystkich zamurowało.
-Tatuś? - powtarzali wszyscy.
-Puść je!- warknął Naruto
-Bo co? - Sasuke chciał cos jeszcze dodać, ale po silnym ciosie w twarz poleciał prosto w furtkę.
Naruto teraz stał obok Yuki i Uzu, pomagał im wstać.
-Nic wam nie jest?
-Nie, jesteśmy całe.
-Kurama was zabierze do domu.
-A ty?
-Mam cos do załatwienia.
Z ciała Namikaze zaczęła wyciekać pomarańczowa chakra, formując lisa o dziewięciu ogonach. Wszyscy stali, czekając na to co ma się stać, byli gotowi do walki. W końcu Kurama był na zewnątrz i się rozciągał. Powiększył swoje ciało do wielkości konia, aby mógł szybciej biec i móc je udźwignąć.
-Wskakujcie.
Po kilku minutach nie było ich już na terenie wioski. Naruto nadal stał w tamtym miejscu. Zaczął iść w kierunku podpierającego się o furtkę Sasuke. Nagle drogę zagrodzili mu wszyscy zebrani.
-Czego od nas chcesz? - warknęła Sakura.
-Od was nic, do niego mam sprawę - powiedział wskazując na Uchihe. - Muszę ci podziękować.
-Podziękować? - powtórzy Sasuke, doznając szoku.
-Gdyby nie twoja ucieczka, nadal był siedział w tej zapchlonej dziurze.
Naruto zaczął kroczyć ku wyjściu z cmentarza.
-Stój! - krzyknęła w końcu Tsunade. - Nigdzie nie pójdziesz.
-Zatrzymacie mnie?
-żebyś wiedział - oddał Jiraya.
-Nie dacie mi rady.
-Brać go.
Wszyscy rzucili się na Namikaze. Tsunade wraz z Sakurą, chciały go znokautować jednym ciosem. Gdy były niecały metr od niego. Blondyn zniknął, a kobiety uderzyły w ziemię.
-Gdzie on?
-Tam! - krzyknął Kiba czując zapach blondyna. Naruto stał na lampie i wpatrywał się w niebo.
-Na pewno tego chcecie? Chcecie poznać prawdę o Akatsuki? Prawda jest taka, że nie zawsze wygląda tak jak to widać.
Nagle obok Uzumakiego pojawił się żabi Sanin z Rasenganem. Naruto jednym szybkim ruchem złapał sanina za nadgarstek i cisnął Pustelnikiem w ziemię. Po chwili znalazł się nad białowłosym.
-Darujcie sobie, jeśli wam życie miłe.
Wszyscy stali w szoku, nie zareagowali jak Namikaze zaczął iść do wyjścia.
-A i jeszcze jedno, jeśli ktoś będzie mnie śledził, wróci tu w kawałkach.
Wszyscy przełknęli głośno ślinę, a Naruto opuścił cmentarz, a po chwili Konohę. Naruto tak się zamyślił podczas podróży, że nie zauważył, że jest śledzony. Po kilku godzinach jego biegu dotarł do domu. Od razu wszedł, aby sprawdzić jak się czują. Siedział przy stole i piły herbatę, Kurama leżał obok nich na podłodze.
-Jak się czujecie? - spytał podchodząc do nich i siadając na krześle obok nich.
-Dobrze. Gdybym wiedziała, że tak się skończy, nie poszlibyśmy tam.
-Cóż mówi się trudno - powiedział Naruto. - Chociaż się ubawiliście. Uzu gdzie masz lisa?
-W pokoju - na wzmiankę o nowej zabawce dziewczynka od razu się rozweseliła i pobiegła się bawić.
Nagle przez otwarte okno wleciał ptak pocztowy. Naruto podszedł do niego i odczepił wiadomość. Rozwinął ją i zaczął czytać.
-Musze jutro wyruszyć na misję.
-Jak to? Miałeś mieć wolne - powiedziała smutno.
-Wiem, ale Itachi został ranny i nie może brać udziału w misjach. Kurama pójdziesz ze mną, może być mi potrzebna twoja pomoc. Nie smuć się, odbiję to sobie później.
Następnego dnia Naruto wyruszył na misję. Zostawiając rodzinę samą. Nie wiedział, że jego życie się teraz zmieni, bo cały oddział Anbu pojawił się przed drzwiami do domu.
Słońce świeciło mocno, choć do ziemi w wielkim lesie mało promieni przebijało się przez wielkie korony drzew. Ptaki śpiewał swoje pieśni, inne zwierzęta polowały lub leniuchowały w tak upalny dzień. Między grubymi pniami prowadziła mała ścieżka. Tą właśnie ścieżką szedł wysoki blondyn. Na twarzy miał sześć blizn, przypominające po trzy lisie wąsy na każdym policzku. Oczy koloru nieba, rysy dojrzałego mężczyzny. Mógł mieć około dwudziestu czterech lat. Miał na sobie ciemny płaszcz zasłaniający jego ciuchy.
-W końcu w domu - pomyślał, gdy docierał do wyjścia z lasu.
W pewnym momencie coś wyskoczyło z krzaków i szybkim ruchem skoczyło mężczyźnie na szyję. Blondyn upadł na ziemię, a ktoś siedział na jego brzuchu.
-Tatuś!
-Cześć Uzu - odparł oddając uścisk. - Jesteś sama? - spytał rozglądając się.
-Nie, mama gotuje obiad, ale Kyubiś ze mną jest.
Z krzaków wyszedł rudy lis z dziewięcioma ogonami, był wielkości dużego psa.
-Cześć Kurama.
-Yo Naruto.
Naruto zdjął z siebie dziewczynkę i postawił na ziemi. Była ubrana w różową sukienkę za kolana. Blondwłosy upięte w kucyk, a niebieskie oczy pałały szczęściem. Miała jakieś osiem, dziewięć lat. Na twarzy podobnie jak ojciec miała lisie blizny.
-Ja chce na barana! - krzyczała, do póki nie dostała tego czego chciała.
-Ja znikam - dodał Lis i zmienił się w pomarańczową chakrę, wsiąkł w brzuch mężczyzny.
-Co tam słychać w domu?
-Nic nowego, strasznie się nudziłam.
-A Kurama się z tobą nie bawił.
-Bawił, ale i tak było nudno.
Wyszli na polanę, na której drugim końcu stał mały drewniany domek. Z kominka było widać dym.
-Tato, a jak ty i mamusia się poznaliście? - spytała dziewczynka.
-Mama ci nie chciała powiedzieć? - spytał, a Uzu pokiwała głową na NIE. - Cóż, mieszkałem w dużej wiosce o nazwie Konoha.
-To w tej rządził dziadziuś?
-Tak. Więc mieszkałem w niej. Ludzie mnie nie lubili, bo bali się Kyubisia, jak ty go tak nazywasz.
-Ale dlaczego oni się go bali, on jest fajny.
-Ponieważ, dawno temu zaatakował tą wioskę, bo ktoś go bardzo zdenerwował i coś mu zrobił. Ale mniejsza z tym. Gdy byłem w drużynie, mój były przyjaciel chciał uciec z wioski.
-A ty go powstrzymałeś?
-Tak, przyniosłem go do wioski, ale niestety ludzie zaczęli bardziej się mnie bać. W końcu uciekłem z niej.
-Czyli mamusia nie była w tej Konosze?
-Nie, mamusie poznałem później. Gdy uciekłem wstąpiłem do organizacji zwanej Akatsuki. Zbierała ona niby niebezpiecznych shinobi, ale to tylko przykrywka. Tak naprawdę, to oni chronią takich jak.
-Takich co mają zwierzaczki w brzuszkach.
-Tak, chronią oni ich, przed ludźmi, którzy chcą ich wykorzystać. Na pewnej misji poznałem mamusię, uratowałem jej życie.
-Wtedy się zakochaliście w sobie.
-Nie, zaproponowałem jej dołączenie do nas. Wyszło tak, że zostaliśmy partnerami. Wtedy zacząłem się w niej kochać.
-Skoro razem byliście w tym Aka...Akatuki.
-Akatsuki.
-No właśnie, to dlaczego teraz mieszkamy tutaj.
-Ponieważ, chcemy, abyś była bezpieczna.
-Ale u wujka Nagato jest fajnie - Naruto tylko się zaśmiał.
-Wiem, ale oni jak i my jesteś poszukiwani.
Naruto stanął i zdjął małą na ziemię. Ona od razu pobiegła do domu, a blondyn poszedł za nią. Wszedł do domu. Zdjął buty i płaszcz. Wszedł w głąb domu, do kuchni.
-Cześć kochanie - powiedział podchodząc do swojej żony i całując ją w usta. Była to średniego wzrostu, blondynka o zielonych oczach. Delikatne rysy twarzy, pełne usta, jednym słowem była piękna.
-Cześć - odparła, gdy skończyli. - Jak misja?
-Dobrze, mam tydzień wolnego, więc - mówił siadając na krześle.
-Więc?
-Co chcecie robić?
-Ja chce na festyn! - do kuchni wbiegła Uzu, krzycząc radośnie.
-Już, już spokojnie - mówił blondyn, trzymając córkę. - Jaki festyn?
-W Konosze niedługo odbędzie się festyn, ostatniego dnia wiosny.
-W Konosze? - Naruto stał się trochę markotny, nie zadowalał go fakt, że miał wracać do Konohy, nawet jeśli miał być to tylko festyn.
-Nie chcesz iść? - spytała szepcząc Yuki, żona Naruto podchodząc do niego od tyłu i wieszając mu się na szyi.
-No dobrze, wiesz, że dla was zrobię wszystko. Kiedy jest ten festyn?
-Za dwa dni. Proszę - powiedziała podając mu obiad, naprzeciwko niego usiadła Uzu i także zaczęła jeść. Był to ryż i mięso polane sosem.
-Jutro rano wyruszymy.
-A dzisiaj co będziemy robić? - spytała najmłodsza Namikaze, gdy zjadła.
-A co panna chciała by robić?
-Może... może .
-Już starczy Uzu, tata musi odpocząć. Po za tym zaraz będzie ciemno.
-Noo dobrze. Ale jutro jadę na Kyubisiu - Naruto zaczął słyszeć skomlenie lisa w swojej głowie, na co się uśmiechnął.
-Nie, błagam nie. Ostatnim razem chciała mi wyrwać uszy.
-Chyba jej nie odmówisz? - spytał Naruto patrząc jak mała Uzu, uśmiecha się.
Następnego dnia wyruszyli do Konohy. Uzu tak jak powiedziała, jechała na Kuramie, który wcześniej ją ostrzegł, że jeśli będzie mu wyrywać furto, albo będzie łapała go za uszy, to to będzie ostatnia przejażdżka. Naruto i Yuki szli obok trzymając się za ręce. Do Konohy dotarli późnym wieczorem. Jako, że strażnicy spali weszli bez problemów. Lis wrócił do ciała blondyna kilka kilometrów od wioski, więc Uzu podróżowała na barana. Poszli do jakiegoś hotelu.
Nie wiedzieli, tylko, że jeden oddział Anbu w ukryciu pilnował bramy. Od razu zniknęli w kłębach dymu. Pojawili się w bazie pod ziemią. Ruszyli do ich przywódcy. Gdy dotarli do masywnych drewnianych drzwi, dowódca oddziału zapukał i za pozwoleniem weszli do gabinetu.
-Danzo-sama - wszyscy klęknęli na jedno kolano i przyłożyli pięść do podłogi
. Przed nimi siedział starszy facet z zabandażowanym jednym okiem. Miał na sobie ciemną szatę, a prawą ręką trzymał jakiś świstek papieru.
-Co się stało?
-Naruto Uzumaki jest w wiosce, towarzyszy mu jakaś kobieta i dziewczynka. Opis kobiety pasuje do Yuki z Akatsuki - powiedział Pies.
Danzo zaczął drapać się po brodzie i na koniec uśmiechnął się.
-Macie ich śledzić, gdy opuszczą wioskę, macie za nimi iść. Gdy Kyubiego nie będzie z nimi macie przyprowadzić ta kobietę i dziewczynkę.
-Hai - wszyscy opuścili gabinet w kłębach dymu.
Następnego dnia odbył się festyn. Wszyscy chodzili od stoiska do stoiska, kupując różne rzeczy. Podobnie było z rodziną Naruto. Mała Uzu ciągnęła rodziców, do każdego stoiska z zabawkami, albo jakimiś grami.
-Tato zobacz jaki lisek - dziewczynka wskazywała na puchatego rudego lisa, który siedział na tylnych łapach. - Kup mi go, proszę.
-Już, już no dobrze.
Po chwili ruszyli dalej.
-A ty kochanie co byś chciała?
-Ciebie - powiedziała szepcząc mu do ucha uwodzicielskim głosem.
-To dopiero wieczorem.
-Idziecie?! - krzyczała Uzu, niecierpliwiąc się na rodziców. Oni się tylko zaśmiali i ruszyli za córką.
-Jest niecierpliwa jak ja, gdy byłem w jej wieku - podsumował Naruto, na co otrzymał cichy śmiech swojej żony. - Uzu, chodź - zawołał Naruto. - Coś wam pokaże.
Naruto złapał je za ręce i teleportował się. Znaleźli się na górze Hokage.
-Zaraz będzie pokaz sztucznych ogni.
-To jest twarz dziadziusia?
-Tak.
-Patrz - wskazał Naruto, na ludzi, którzy odpalali fajerwerki, a chwile później na lecące w niebo fajerwerki.
Po chwili na niebie, formowały się różne kwiaty, napisy i inny rzeczy. Nocne niebo było oświetlane, przez fajerwerki. Uzu wpatrywała się w to jak zahipnotyzowana.
-Ale ładnie.
-Konoha nie szczędzi pieniędzy na takie festyny.
Wszystko minęło po pięciu minutach, ale ludzie i tak dalej nie wracali do domów. Mała Uzu usypiała na kolanach Yuki.
-Wracamy? - spytała kobieta.
-Tak.
Ruszyli z powrotem do hotelu. Gdy przechodzili obok otwartej kwiaciarni, wpadł na pomysł.
-Pójdziesz sama do hotelu?
-Coś się stało?
-Chciałbym odwiedzić grób rodziców.
-Rozumiem.
Naruto wszedł do kwiaciarni, po białą lilie, a Yuki ze śpiącą Uzu poszła do hotelu. Namikaze ruszył na cmentarz. świeciło się kilka lamp, ale on wiedział jak iść. W pewnym momencie skręcił w prawo i dotarł do wielkiego pomnika, z napisem "Zawsze będę chronić to na czym mi zależy" i "Tu leży Czwarty Hokage Minato Namikaze wraz z żoną Kushina Uzumaki-Namikaze. Niech spoczywają w pokoju."
-Dawno tu nie byłem - powiedział do siebie. Położył kwiat na grobie i zaczął się modlić. - Witaj Kakashi-sensei - powiedział, gdy skończył. Z krzaków wyszedł jego były sensei.
-Dawno cię tu nie było.
-Tak, parę lat minęło - Naruto wstał i odwrócił się twarzą do jonina konohy.
-Dziesięć. Minęło dokładnie dziesięć lat.
-Zakończyłeś mnie, nie myślałem, ze ktoś będzie o mnie pamiętał.
-Wszyscy pamiętają, tęskniliśmy za tobą. Kiedy wróciłeś?
-Nie wróciłem, byłem tylko na festynie.
-Hokage wie?
-Nie, nie musi nic o mnie wiedzieć - Naruto nadal był spokojny, ale powoli denerwowała go ta rozmowa. - Niech oni wyjdą, nie muszą się ukrywać.
Kakashi dał znak ręką, a z za drzew wyszła Hokage, Jiraya i cały rocznik Naruto wraz z drużyną Gaia. Brakowało mu tylko Uchihy.
-Byłeś nie ostrożny Naruto - powiedział Jiraya.
-Naruto przykro mi, ale jesteś zatrzymany - powiedziała Tsunade.
-Mówicie, że jestem nie ostrożny, ale się mylicie. Nie chciałem robić zamieszania wśród ludzi.
-Musisz nam wszystko wyśpiewać o Akatsuki - oddała Hokage.
-Nie - odparł nie przejmując się, ze jest ich około piętnastu na jednego. -A gdzie ten Uchiha?
-Tutaj! - ktoś krzyknął spod wejścia na cmentarz. Naruto spojrzał tam. Sasuke trzymał jego żonę i córkę, które się wyrywały.
-Puść ich!
-Wal się, Uzumaki. Gadaj wszystko o Akatsuki.
-Chciałbyś - powiedziała Yuki.
-Puść nas, bo tatuś cię zleje! - krzyczała Uzu, a wszystkich zamurowało.
-Tatuś? - powtarzali wszyscy.
-Puść je!- warknął Naruto
-Bo co? - Sasuke chciał cos jeszcze dodać, ale po silnym ciosie w twarz poleciał prosto w furtkę.
Naruto teraz stał obok Yuki i Uzu, pomagał im wstać.
-Nic wam nie jest?
-Nie, jesteśmy całe.
-Kurama was zabierze do domu.
-A ty?
-Mam cos do załatwienia.
Z ciała Namikaze zaczęła wyciekać pomarańczowa chakra, formując lisa o dziewięciu ogonach. Wszyscy stali, czekając na to co ma się stać, byli gotowi do walki. W końcu Kurama był na zewnątrz i się rozciągał. Powiększył swoje ciało do wielkości konia, aby mógł szybciej biec i móc je udźwignąć.
-Wskakujcie.
Po kilku minutach nie było ich już na terenie wioski. Naruto nadal stał w tamtym miejscu. Zaczął iść w kierunku podpierającego się o furtkę Sasuke. Nagle drogę zagrodzili mu wszyscy zebrani.
-Czego od nas chcesz? - warknęła Sakura.
-Od was nic, do niego mam sprawę - powiedział wskazując na Uchihe. - Muszę ci podziękować.
-Podziękować? - powtórzy Sasuke, doznając szoku.
-Gdyby nie twoja ucieczka, nadal był siedział w tej zapchlonej dziurze.
Naruto zaczął kroczyć ku wyjściu z cmentarza.
-Stój! - krzyknęła w końcu Tsunade. - Nigdzie nie pójdziesz.
-Zatrzymacie mnie?
-żebyś wiedział - oddał Jiraya.
-Nie dacie mi rady.
-Brać go.
Wszyscy rzucili się na Namikaze. Tsunade wraz z Sakurą, chciały go znokautować jednym ciosem. Gdy były niecały metr od niego. Blondyn zniknął, a kobiety uderzyły w ziemię.
-Gdzie on?
-Tam! - krzyknął Kiba czując zapach blondyna. Naruto stał na lampie i wpatrywał się w niebo.
-Na pewno tego chcecie? Chcecie poznać prawdę o Akatsuki? Prawda jest taka, że nie zawsze wygląda tak jak to widać.
Nagle obok Uzumakiego pojawił się żabi Sanin z Rasenganem. Naruto jednym szybkim ruchem złapał sanina za nadgarstek i cisnął Pustelnikiem w ziemię. Po chwili znalazł się nad białowłosym.
-Darujcie sobie, jeśli wam życie miłe.
Wszyscy stali w szoku, nie zareagowali jak Namikaze zaczął iść do wyjścia.
-A i jeszcze jedno, jeśli ktoś będzie mnie śledził, wróci tu w kawałkach.
Wszyscy przełknęli głośno ślinę, a Naruto opuścił cmentarz, a po chwili Konohę. Naruto tak się zamyślił podczas podróży, że nie zauważył, że jest śledzony. Po kilku godzinach jego biegu dotarł do domu. Od razu wszedł, aby sprawdzić jak się czują. Siedział przy stole i piły herbatę, Kurama leżał obok nich na podłodze.
-Jak się czujecie? - spytał podchodząc do nich i siadając na krześle obok nich.
-Dobrze. Gdybym wiedziała, że tak się skończy, nie poszlibyśmy tam.
-Cóż mówi się trudno - powiedział Naruto. - Chociaż się ubawiliście. Uzu gdzie masz lisa?
-W pokoju - na wzmiankę o nowej zabawce dziewczynka od razu się rozweseliła i pobiegła się bawić.
Nagle przez otwarte okno wleciał ptak pocztowy. Naruto podszedł do niego i odczepił wiadomość. Rozwinął ją i zaczął czytać.
-Musze jutro wyruszyć na misję.
-Jak to? Miałeś mieć wolne - powiedziała smutno.
-Wiem, ale Itachi został ranny i nie może brać udziału w misjach. Kurama pójdziesz ze mną, może być mi potrzebna twoja pomoc. Nie smuć się, odbiję to sobie później.
Następnego dnia Naruto wyruszył na misję. Zostawiając rodzinę samą. Nie wiedział, że jego życie się teraz zmieni, bo cały oddział Anbu pojawił się przed drzwiami do domu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)